Strony

7.02.2018

Od Yatgaar do Valentii ,,Pytania"

Wpierw to pytanie nieco mnie zaskoczyło, jednak po chwili przypomniałam sobie o jej niedawno znalezionym podopiecznym, Eragonie. Włączył się tryb charakterystyczny dla wszystkich nowych matek, co to nie mają już więcej zainteresowań, jak martwienie się o dziecko...
— Nikt nie będzie przecież próżnował w takich czasach. - zaznaczyłam to na wstępie. - Nasz nauczyciel przetrwania zajmie się ich nauką, ale poza tym będą uczestniczyły w takich samych treningach co wszyscy. - wyjaśniłam, uznając sprawę za zakończoną.
— Czyli...będą brali udział w walce...? - rzekła cicho z wyraźnym zdziwieniem klacz. Milczałam krótką chwilę, po czym odpowiedziałam obojętnym tonem:
— Myślę, że niewykluczone. - zostawiłam Valentię sam na sam z jej własnymi przemyśleniami na ten temat, odchodząc w stronę reszty stada, a właściwie w kierunku Khonkha. Nie potrafiłam zrozumieć wszystkich narzekających na cały incydent z wojną członków. To takie trudne przyjąć to do wiadomości, że nie zawsze na górze są orliki, a na dole galiki? Dzień zleciał jakoś szybko. Wieczorem zamiast zwyczajnego szykowania się do spania w stadzie rozgorzała dyskusja. Zapadanie zmierzchu było faktycznie najlepszą porą do rozmów. Zamieniłam parę słów z władcą i Brave'em, i zaczęłam z nudów przysłuchiwać się innym rozmowom. O spaniu w takiej sytuacji nie było mowy. Opierając się o drzewo, stałam wyprostowana w cieniu mając doskonały widok na cały klan, więc stosunkowo wcześnie zauważyłam zbliżającą się siwkę.
<Valentia? Moja wena...Leży w szpitalu. XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!