Strony

28.02.2018

Od Tenebris "Misja. Morderca. Psycholog" + "Walentynkowa poezja"

*ważnym elementem dla fabuły są opowiadania Bush Brave'a. 1; 2 *

Same nudy. Niby wojna, ale... Szkoda gadać. A myślałam, że będzie pełno krwi, ryzyka, poświadczenia życia, a tu nic. Tylko chowanie się jak sobole przed moim sztyletem. Swoją drogą ciekawie to brzmi. Może zrobić to przysłowiem. A z resztą. Nieważne. Wracając do tematu wojny. Nie musi jej być, żeby były walki. Wystarczą walentynki. Dla mnie to święto to pojedynek z samym sobą. A może by tak zrobić własną walentynkę? Tylko z czego? Nie ma nigdzie materiałów. To jest myśl! Napiszę wiersz! A później będę go recytowała go sobolom, bundrukom i innym takim, podczas ich cierpienia. Bo to właśnie do nich chciałam skierować moje dzieło literackie. A więc pstryk. Wena włączona i możemy zaczynać.

Dla soboli i bundruków, co sens mi nadają
O sobolu z złotą kitą,
Co tajgę dzień w dzień przemierzasz
W nocnym blasku klingą litą
Kończysz marny żywot zwierza
Krew się leje żyła pęka
Tracisz swą oddaną nogę.
Wiem że to dla ciebie męka
I przeżywasz wielką trwogę
Mimo wiedzy tej koniecznej
Co mój umysł uświadamia
Nie mam serca dostatecznie
I zabiję zawiadamiam
Ale przedtem w mej radości
Dźwięku kości gruchotanych
Hen odpłyną twoje złości
I ból nóg tobie łamanych

-Tenebris - przerwał mi jakiś głos. Całe szczęście skończyłam już tworzyć zwrotkę dla soboli. Teraz tylko bundruki.
-Ta? - przystanęłam i odwróciłam głowę. Był to Bush Brave.
-Chodź - nakazał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
-Dlaczego mam cię słuchać? - zaśmiałam się buntowniczo.
-Bo jestem twoim dowódcą - w tej chwili pożałowałam, że wybrałam stanowisko wśród morderców, którymi kieruje mój przybrany ojciec.
-Jasne, jasne - prychnęłam urażona i podeszłam bliżej.
-Idziesz ze mną - oznajmił prosto z mostu samiec.
-Gdzie? - spytałam delikatnie zdezorientowana.
-Na misję - zaśmiał się ogier, jak gdyby było to oczywiste.
-Na misję powiadasz? W takim razie się zgadzam - uśmiechnęłam się chytrze. W reszcie można się rozerwać. Koniec lenistwa. Zaczyna się wojna. Prawdziwa wojna.
-Naszym celem jest zamordowanie jakiegoś ważnego dowódcy o imieniu Arbitrantes. Z opisu tego śmiecia, Khonkha, oraz jego lizusów wynika, że jest on siwy, nie ma sierści na jednej nodze, nie ma prawego oka, a na lewym ma bliznę. To wszystko co wiem - wyrecytował na jednym oddechu Bush Brave. Na więcej nie było go stać.
-Starczy? - zawahałam się. Czy nie ciężko znaleźć konia po tak powierzchownym opisie?
-Myślę że tak. W końcu to dosyć jasne znaki - ogier uśmiechnął się zachęcająco. O kurcze! To on potrafi tak wykrzywić twarz? Wprost niemożliwe. Mimo wszystko nie chciałam psuć tak wyjątkowej sytuacji i nie skomentowałam uśmiechu.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!