Strony

14.02.2018

Od Marabell do Mikada ,,Nieudany pościg"

Kłusowałam tak szybko, że w pewnym momencie zaczęłam zastanawiać się, kiedy moje nogi się urwą. Nie miałam jednak najmniejszej ochoty się zatrzymywać. Wyznaczyłam sobie za cel śledzenie tych koni i miałam zamiar wywiązać się z tego zadania. Mikado ciągle truchtał za mną, co dość mocno mnie irytowało. 'Przykleił się jak rzep. Ogiery' - prychnęłam w myślach i jeszcze trochę przyśpieszyłam kroku. Jednak wpadłam na genialny pomysł. Gwałtownie zatrzymałam się, przez co ogier wpadł prosto na mój bok. na moment straciłam równowagę, jednak udało mi się utrzymać pion. - Mikado?
- Tak?
- Mam pewną ideę. Może powinieneś pójść do Khonkha, a ja pójdę dalej za tą trójką? Niestety owa trójka była kompletnie świadoma tego, że nie jest sama, oraz podsłuchiwała całą naszą rozmowę (zapewne mieli także ubaw z mojego zachowania). Gdy tylko padło imię 'Khonkh' wszyscy puścili się cwałem i chwilę później zniknęli gdzieś wśród skał i drzew.
- To chyba mamy ich z głowy - mruknął ogier i skierował się w kierunku stada. Ja stałam chwilę jeszcze wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą byli intruzi i rozpaczałam nad planem, który rozpadł się zdecydowanie za szybko. Odwróciłam się i spojrzałam na oddalającego się ogiera. W tamtym momencie sobie coś przypomniałam i podbiegłam do Mikada.
- Wiesz, przepraszam, że byłam taka ostra - dość szybko wypowiedziałam przeprosiny i odwróciłam głowę, by ukryć łzy wstydu, które zaczęły kręcić mi się w oczach.
- Nic nie szkodzi - odparł ogier.
- Są walentynki, wiesz? Trzeba być dla siebie miłym i wyrozumiałymi i... w ogóle cudownym - stwierdziłam, kiedy w końcu zapanowałam nad mimiką.
- Walentynki powiadasz. - Yhm... - przytaknęłam potrząsając głową w górę i dół w geście potwierdzenia. Szliśmy chwilę w milczeniu. Czasem uderzaliśmy się ogonami dla zabawy.
- A tak w ogóle, to co będziesz teraz robić? - zagadnął w końcu.
- Kiedy dojdziemy do stada? Myślałam, żeby pójść do Khonkha i powiedzieć mu o tych koniach - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Ja pomyślałem, że mógłbym się jeszcze przejść gdzieś.
- Ale, odprowadzisz mnie do stada?- zapytałam z nadzieją w głosie. Ogier spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Skoro tak ładnie prosisz. Truchtaliśmy tak w śniegu, co jakiś czas się zaczepiając żartobliwie. W pewnym momencie jednak wywiązała się z tego bitwa na śmierć i życie, a bronią stał się śnieg. Naparzaliśmy się śniegiem, który był akurat w stanie lekko błotnym, tak więc zabawa była przednia. Gdy skończyliśmy oboje wyglądaliśmy jak dwie, mokre kulki śniegu. Ze śmiechem pokłusowaliśmy do stada, trzęsąc się częściowo z zimna, a częściowo aby się odśnieżyć. Gdy zobaczyliśmy konie, mój towarzysz podróży przystanął. Ja także się zatrzymałam, zwracając w jego stronę.
- To ja już chyba mogę pójść. Nie zgubisz się na prostej drodze? - zapytał ze śmiechem.
- Oczywiście, że nie - również zaśmiałam się. Kiedy ogier już zaczynał uciekać, przytuliłam się do niego i cmoknęłam po przyjacielsku w policzek. Ogier stał w miejscu nie ruszając się, lekko oszołomiony.
- Walentynki się jeszcze nie skończyły. Masz wrócić jak najszybciej, obiecujesz? - zapytałam z powagą godną klauna.
- Ttttaak - odparł powoli, lekko się jąkając, po czym obrócił się i dziwnym krokiem zniknął za drzewami. Ja odwróciłam się w stronę stada i wypatrzywszy władcę podbiegłam do niego.
- Witaj Khonkhu - przywitałam się.
- O, Marabell. Czego potrzebujesz?
- Widzisz, kiedy wybrałam się na spacer, spotkałam trójkę koni. Nie należały one do naszego stada. Postanowiłam za nimi podążać, jednak... Zgubiłam ich.
- Poszłaś sama na spacer podczas wojny? Ty naprawdę jesteś nieodpowiedzialna. A co do tych koni... - Był ze mną Mikado. A konie i tak wydawały się dość niegroźne - szybko przerwałam władcy.
- Wydawały się, jednak, czy takie były. Mówisz, że Mikado był z tobą? A moglibyście pokazać to miejsce? - władca zgromił mnie wzrokiem za przerywanie.
- Hm... jest mały problem. Mikado sobie... Poszedł.
- To jak najszybciej go znajdź - odparł władca.
- Oczywiście. wesołych walentynek - powiedziałam na odchodne i pogalopowałam do miejsca, gdzie rozstaliśmy się z ogierem. Gdy tylko zlokalizowałam ślady, które, choć niewyraźne, wskazywały drogę, ruszyłam tym tropem, aby jak najszybciej zaciągnąć ogiera do stada.
<Mikado?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!