Na tę odpowiedź zaśmiałam się krótko, nasze spojrzenia wciąż były złączone. Kiedyś potrzeba by było zażartej, słowne walki, żeby cokolwiek od któregoś wyszło na jaw...A dziś nie potrzeba nawet słów... - Byłam lekko zdziwiona tym faktem, ale w tej chwili przeważało szczęście. Szczęście podczas ogłoszenia wojny - cóż za ironia. - znowu fala dziwnych myśli, należało się przyzwyczaić. Niedługo potem, dokładniej po przycięciu okolicznej ,,murawy", z warty powróciła reszta ekipy. Ponownie odbył się wymarsz, oficjalnie rozpoczynający powrót do stada.
Znów te same tereny do przebycia, jednak ten fakt był już nieco łatwiejszy z racji ich poznania. Znów te same niebo, będące planszą wiecznej wędrówki ciał niebieskich. Znów te same oddechy obok i ten sam kształt w biegu. W miarę zbliżania się na północ i zbaczania na zachód mrozy i śnieżne zaspy stawały się coraz większe i bardziej dokuczliwe, a po kilku dniach, w nieco krótszym niż wcześniej czasie, ujrzeliśmy za rogiem szczyt Gerel Uul. Wszystkim ulżyło - mimo ogromnego zmęczenia i trzęsących się nóg, pokłusowaliśmy ochoczo w tę stronę. Wcześnie zostaliśmy zauważeni, i już po chwili biegło nam na spotkanie parę koni z mnóstwem pytań cisnących się na pyski. Ech, to pospólstwo...
— Chcemy na razie odpocząć... - wydyszał władca. - Jutro wszystko będzie jasne, na razie proszę tylko o zachowanie spokoju i ustawienie na wszelki wypadek jakiejś małej bariery. - uśmiechnął się porozumiewawczo do Byorna. Hasmina i Fenrir odłączyli się już przed klanem, z początku natarczywie próbującym nawiązać kontakt. Wraz z Khonkhiem stanęliśmy bardziej na uboczu, w cieniu iglastego lasu porastającego zbocze. Jeden ostrzegawczy sygnał - uszy na potylicy - wystarczyły, by nikt więcej nie próbował zakłócać nam spokoju. Wreszcie mogliśmy w spokoju zabrać się do jedzenia.
— Myślisz, że był to dobry wybór? - spytał nagle ogier. Spojrzałam na niego kątem oka, zaskoczona ponownie zniknięciem jego dawnej absolutnej pewności, a właściwie coraz częstszym kierowaniem takich pytań do mnie.
— Z pewnością jedyny. - mruknęłam obojętnie, po czym dodałam: - Najlepiej będzie przenieść się w pobliże Dund-us.
— Myślałem o tym - i w tym punkcie krótka rozmowa się skończyła.
Zaczął w zapadać zmrok. Krążyłam samotnie w pobliżu stada, lecz pod osłoną boru, a na dodatek nowej peleryny, którą postanowiłam wypróbować, gdy ciszę przerwało równomierne ,,trzaskanie" suchego podłoża pod czyimiś kopytami. Stanęłam w miejscu, gotowa do nagłego obrotu, lecz z prawej strony nadchodził tylko czarny kształt Hankena.
— Witam szanowną Cesarzową. - rzekł potulnie, przybliżając się wciąż. - Piękna to pora, nieprawdaż?
— Owszem. Na morderstwo idealna. - odparłam beznamiętnie, gdy w moim umyśle powstawała już rozkoszna wizja.
— Jednakże - zaczął, w końcu stojąc w miejscu - ciekawi mnie to, jak mianowicie potoczyła się cała wizyta...
— A co ciebie to obchodzi? - rzuciłam chłodno.
— Myślę, że inni członkowie również będą tym zainteresowani, a trudno byłoby powiedzieć im w grupie albo rozpowiadać w pojedynkę... - No proszę, jaki odważny się znalazł.
— Wszystko okaże się jutro. - ogier już otwierał pysk, jednak po krótkim zastanowieniu zmienił zdanie.
— Podziwiam pani wyczyn tak szybkiego zdobycia zaufania Khonkha...ale wydaje mi się, że nastąpiła zamiana ról. - Zamiana ról? Prychnęłam cicho, tak, by tylko moje uszy mogły to usłyszeć, i milczałam. - To Kruk powinien kontrolować ofiarę, nie na odwrót. - Zacisnęłam zęby, i odwróciłam się powoli w jego stronę, wbijając nań stalowe spojrzenie.
— Radziłabym dobrze najpierw zająć się sobą... - kąt oka skierowałam na włócznię - ...bo ktoś może cię w tym uprzedzić.
— Nie ma po co się złościć...obowiązki wołają. - umknął tak prędko, jak się zjawił. Przynajmniej zostałam znów sama. Ale...Czy nie mogła to być prawda...? Jakie to ma jednak znaczenie, jeśli wszystko idzie dobrze? ... Co ja w ogóle chcę w ten sposób osiągnąć?
~Nazajutrz~
W dole, poniżej punktu z którego Khonkh miał wygłosić swoje oficjalne przemówienie, kłębiła się masa różnokolorowych koni, wytężających słuch, by nie uronić żadnego słowa z nowiny. Właściwie nie dziwiłam im się. Stałam obok przywódcy, niemal stykając się z nim bokiem. Ogarnęło mnie dziwne podekscytowanie.
— Jak pewnie wszyscy dobrze wiedzą, niedawno ja wraz z Yatgaar oraz dwoma innymi towarzyszami wyruszyliśmy na południe, by spotkać się z przebywającym tam stadem. Niestety, nie spotkaliśmy się tam z miłym przyjęciem i byliśmy zmuszeni do użycia bardziej drastycznych środków. Mimo wszystko - kontynuował niestrudzenie - nie przyniosło to efektów. Dlatego też muszę ogłosić...że rozpoczęła się wojna.
<Khonkh? Co też poczyni władca m...stada? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!