Strony

10.01.2018

Od Yatgaar do Khonkha ,,Zamiana ról?"

Na tę odpowiedź zaśmiałam się krótko, nasze spojrzenia wciąż były złączone. Kiedyś potrzeba by było zażartej, słowne walki, żeby cokolwiek od któregoś wyszło na jaw...A dziś nie potrzeba nawet słów... - Byłam lekko zdziwiona tym faktem, ale w tej chwili przeważało szczęście. Szczęście podczas ogłoszenia wojny - cóż za ironia. - znowu fala dziwnych myśli, należało się przyzwyczaić. Niedługo potem, dokładniej po przycięciu okolicznej ,,murawy", z warty powróciła reszta ekipy. Ponownie odbył się wymarsz, oficjalnie rozpoczynający powrót do stada.
Znów te same tereny do przebycia, jednak ten fakt był już nieco łatwiejszy z racji ich poznania. Znów te same niebo, będące planszą wiecznej wędrówki ciał niebieskich. Znów te same oddechy obok i ten sam kształt w biegu. W miarę zbliżania się na północ i zbaczania na zachód mrozy i śnieżne zaspy stawały się coraz większe i bardziej dokuczliwe, a po kilku dniach, w nieco krótszym niż wcześniej czasie, ujrzeliśmy za rogiem szczyt Gerel Uul. Wszystkim ulżyło - mimo ogromnego zmęczenia i trzęsących się nóg, pokłusowaliśmy ochoczo w tę stronę. Wcześnie zostaliśmy zauważeni, i już po chwili biegło nam na spotkanie parę koni z mnóstwem pytań cisnących się na pyski. Ech, to pospólstwo...
— Chcemy na razie odpocząć... - wydyszał władca. - Jutro wszystko będzie jasne, na razie proszę tylko o zachowanie spokoju i ustawienie na wszelki wypadek jakiejś małej bariery. - uśmiechnął się porozumiewawczo do Byorna. Hasmina i Fenrir odłączyli się już przed klanem, z początku natarczywie próbującym nawiązać kontakt. Wraz z Khonkhiem stanęliśmy bardziej na uboczu, w cieniu iglastego lasu porastającego zbocze. Jeden ostrzegawczy sygnał - uszy na potylicy - wystarczyły, by nikt więcej nie próbował zakłócać nam spokoju. Wreszcie mogliśmy w spokoju zabrać się do jedzenia.
— Myślisz, że był to dobry wybór? - spytał nagle ogier. Spojrzałam na niego kątem oka, zaskoczona ponownie zniknięciem jego dawnej absolutnej pewności, a właściwie coraz częstszym kierowaniem takich pytań do mnie.
— Z pewnością jedyny. - mruknęłam obojętnie, po czym dodałam: - Najlepiej będzie przenieść się w pobliże Dund-us.
— Myślałem o tym - i w tym punkcie krótka rozmowa się skończyła.
Zaczął w zapadać zmrok. Krążyłam samotnie w pobliżu stada, lecz pod osłoną boru, a na dodatek nowej peleryny, którą postanowiłam wypróbować, gdy ciszę przerwało równomierne ,,trzaskanie" suchego podłoża pod czyimiś kopytami. Stanęłam w miejscu, gotowa do nagłego obrotu, lecz z prawej strony nadchodził tylko czarny kształt Hankena.
— Witam szanowną Cesarzową. - rzekł potulnie, przybliżając się wciąż. - Piękna to pora, nieprawdaż?
— Owszem. Na morderstwo idealna. - odparłam beznamiętnie, gdy w moim umyśle powstawała już rozkoszna wizja.
— Jednakże - zaczął, w końcu stojąc w miejscu - ciekawi mnie to, jak mianowicie potoczyła się cała wizyta...
— A co ciebie to obchodzi? - rzuciłam chłodno.
— Myślę, że inni członkowie również będą tym zainteresowani, a trudno byłoby powiedzieć im w grupie albo rozpowiadać w pojedynkę... - No proszę, jaki odważny się znalazł.
— Wszystko okaże się jutro. - ogier już otwierał pysk, jednak po krótkim zastanowieniu zmienił zdanie.
— Podziwiam pani wyczyn tak szybkiego zdobycia zaufania Khonkha...ale wydaje mi się, że nastąpiła zamiana ról. - Zamiana ról? Prychnęłam cicho, tak, by tylko moje uszy mogły to usłyszeć, i milczałam. - To Kruk powinien kontrolować ofiarę, nie na odwrót. - Zacisnęłam zęby, i odwróciłam się powoli w jego stronę, wbijając nań stalowe spojrzenie.
— Radziłabym dobrze najpierw zająć się sobą... - kąt oka skierowałam na włócznię - ...bo ktoś może cię w tym uprzedzić.
— Nie ma po co się złościć...obowiązki wołają. - umknął tak prędko, jak się zjawił. Przynajmniej zostałam znów sama. Ale...Czy nie mogła to być prawda...? Jakie to ma jednak znaczenie, jeśli wszystko idzie dobrze? ... Co ja w ogóle chcę w ten sposób osiągnąć?
~Nazajutrz~
W dole, poniżej punktu z którego Khonkh miał wygłosić swoje oficjalne przemówienie, kłębiła się masa różnokolorowych koni, wytężających słuch, by nie uronić żadnego słowa z nowiny. Właściwie nie dziwiłam im się. Stałam obok przywódcy, niemal stykając się z nim bokiem. Ogarnęło mnie dziwne podekscytowanie.
— Jak pewnie wszyscy dobrze wiedzą, niedawno ja wraz z Yatgaar oraz dwoma innymi towarzyszami wyruszyliśmy na południe, by spotkać się z przebywającym tam stadem. Niestety, nie spotkaliśmy się tam z miłym przyjęciem i byliśmy zmuszeni do użycia bardziej drastycznych środków. Mimo wszystko - kontynuował niestrudzenie - nie przyniosło to efektów. Dlatego też muszę ogłosić...że rozpoczęła się wojna.
<Khonkh? Co też poczyni władca m...stada? XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!