Z każdym dniem myślałam o dziwnym cieniu. Czy ten ktoś mnie obserwował? Od jak dawna? Te pytania paliły mi mózg. Postanowiłam się przejść żeby odświeżyć umysł. Po godzinie, zauważyłam jakieś leżące ciało. Przeraziłam się, podbiegłam szybko. Okazało się, że to nastolatek. Musiał być wyczerpany..
- Żeby zasypiać na zimnie? –pokręciłam głową, ale z każdą chwilą wydawało mi się że ogier nie spał, tylko był nie przytomny. Zabrałam go ze sobą. Stanowił lekki ciężar, niosłam go przecież na plecach, dotarłam do mojego ulubionego miejsca. Dużego drzewa. Położyłam go pod nim, na miejscu wolnym od jakiegokolwiek błota czy brudu. Westchnęłam, może to ten sam koń co mnie śledził? Miejmy nadzieję, bo nie chcę żeby się okazało że to jednak jakiś zabójca.. moje myśli były coraz bardziej dziwne. Ciekawe czy ten nastolatek wędrował tu za nami aż tu, do Gerel Uul. Sama byłam trochę zmęczona, postanowiłam poczekać z zawiadomieniem Khonkha, niech najpierw ten ogier się obudzi.
Nie wiedziałam właściwie co robić i myśleć, wreszcie postanowiłam.
- Zaadoptuję go.. –szepnęłam do siebie i delikatny uśmiech zagościł na mojej twarzy. Przez chwilę go oglądałam, czy nie ma ran. I się pomyliłam, na lewym oku widniała długa szrama. Twarz młodzika była we krwi. Przez chwilę oszołomiona po prostu stałam i zastanawiałam się czy nie jest za późno. Ale ogier oddychał. Nie wiedziałam co robić… Muszę kogoś znaleźć.. Zostawiłam nastolatka pod drzewem i przyłożyłam liście. Pewnie nie zadziała, ale lepiej działać.
Jak na złość nikogo nie było, wróciłam do nastolatka, poruszył się! Wwiercałam się w niego swoimi oczami, czekając aż się obudzi. Wreszcie otworzył oczy. Staliśmy tak patrząc na siebie. Ta chwila milczenia był dziwna. Postanowiłam coś powiedzieć,
- Jak się nazywasz? I co tu robisz? –ton mojego głosu był zbyt surowy więc go złagodziłam.
Następna chwila ciszy.
- Nazywam się Eragon –nastolatek poruszył się nie spokojnie.
- Jestem Valentia, ale chwila.. nie odpowiedziałeś na pytanie: Co tu robisz? –zmrużyłam oczy.
- Ja.. eem.. szedłem za.. za tym.. całym stadem.. albo Klanem.. i chciałem do ciebie podejść i poprosić o pomoc.. ale po ostatnich wydarzeniach.. zbyt bałem się podejść.
Stałam się mniej podejrzliwa i zrobiłam troskliwą minę.
- A czego tu szukasz? Chcesz.. tu zostać..?
- Ja bym chciał.. tylko nie wiem jak.. –zakłopotany obrócił głowę.
- Ja mogę cię adoptować –uśmiechnęłam się.
- Naprawdę? –w oczach Eragona zabłysły iskierki.
- Naprawdę, ale teraz chodź trzeba znaleźć pomoc.. Masz przecież rozciętą głowę.. raczej oko. Kto Ci to zrobił? – czekałam przez chwilę na odpowiedź, ale widocznie zdradzenie tej tajemnicy przyjdzie z czasem.
- Ja nie mam rozciętej głowy.. To było dawno.. mam już tam bliznę, a krew jest już stara..
Przez chwilę stałam wrośnięta w ziemię. Brawo, co ja mam ze wzrokiem. Westchnęłam przeciągle i powiedziałam:
- Jak tak, to trzeba Ci to zmyć – i bez słowa poprowadziłam Eragona do nie zamarzniętego jeziorka.
- Zostawiam Ciebie na chwilę idę do przywódcy.. I zmyj to.. –odeszłam, miałam mętlik w głowie. Choć cieszyłam się z adopcji tego ogierka to w sumie nie byłam do końca pewna czy sobie z nim poradzę. Postanowiłam być optymistą, co z trudem mi czasem przychodziło. Po krótkim czasie odnalazłam Khonkha. Podeszłam i powiedziałam:
- Cześć Khonkh, mam sprawę..
- Jaką?
- Chodzi o to, że znalazłam jakiegoś młodego ogiera.. Nazywa się Eragon.. Prosiłabym o możliwość adoptowania go.. Tylko.. zastanawiam się czy ma dobre cele, bo śledził nas bardzo długo.. coć mam nadzieję że się zgodzisz.. –popatrzyłam poważnie na ogiera.
<Khonkh? Jak zwykle dialog z innym koniem na końcuuu D: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!