Strony

15.12.2017

Od Yatgaar do Khonkha ,,Misja ,,pokojowa" "

No tak, rzecz jasna formalnie Khonkh próbował mnie odwieść od kłopotliwego dla niego tematu, chociaż właściwie nie zależało mi na otrzymaniu kolejnej porcji znanych mi informacji o ,,innych". Mogłam również dowiedzieć się czegoś więcej, ale...Lubiłam te nasze przepychanki słowne.
- Mikado, nasz szpieg, niedawno od nich wrócił, czyż nie? - Rzekłam bez przekąsu, ale z naciskiem na te trzy słowa. Ogier machnął zamaszyście ogonem z nieznanego mi powodu. W oczach miałam jedynie błędne ogniki kontrastujące ze spokojem reszty, skierowane prosto w rozmówcę.
- Owszem, wrócił. - odparł krótko i sztywno.
- Wdarli się na nasz teren z jego powodu? - spytałam znowu, uśmiechając się lekko.
- Nie-wiem, może być wiele przyczyn, i to wcale nie jedna konkretna. - odpowiedział ogier, przechylając łeb w zabawny sposób. W duszy parsknęłam śmiechem, delektując się tym rozkosznym procederem wydzielania mi informacji po kawałku. Zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno zdaje sobie sprawę, że to bezcelowe.
- To my wykonaliśmy pierwszy ruch... - stwierdziłam bezwiednie. - ...i zapewne był w tym ukryty jakiś zamiar. Nie ryzykowałbyś bez powodu, tyle to i ja wiem. Nie tylko mnie to ciekawi. - w sumie planowałam dalej już go nie denerwować, bowiem po akcji z Grey zbyt mocne przechylenie szali mogłoby mnie cofnąć w relacjach, których nie dałoby się tak łatwo odbudować, jednak Khonkh kontynuował rozmowę.
- I dobrze myślisz. - chciał dodać coś jeszcze, zapewne mniej miłego, więc postanowiłam go powstrzymać i zmieniłam tory:
- Z chęcią wytropię tamtego ni Novsh*. - rzekłam z zapałem, uwidaczniając swe zamiary spoglądaniem na włócznię.
- Nie, to zbędne. - odparł twardo. Udając nieco zawiedzioną, powiodłam wzrokiem po otoczeniu. Fale rozbijały się czasem o brzeg, ale po jeziorze pływały często gęsto lodowe kry.
- Zamierzasz zrobić coś z tym? - spytałam na poważnie, spontanicznie. Zauważyłam na jego pysku lekki uśmiech.
- Przynajmniej nie będę tolerował bezpodstawnych ataków na mój klan. - powiedział niejednoznacznie. - Wracamy do reszty stada.
~Dwa dni później~
Stałam spokojnie z boku, nie myśląc o niczym, wpatrując się tylko w zimowy krajobraz. Nie zamierzałam teraz plątać sobie myśli. Była to jedna z chwil błogiej niewiedzy, stanu, którego nie niepokoiły żaden troski. Pękał on szybko, po czym bańka na nowo się tworzyła, i tak w kółko. Ktoś na kogoś wpadł, przez ogólny szmer rozmów przebijało się coś na temat partnerstwa Cherry i Doriana, ale nie bardzo mnie to obchodziło. Spośród tych dźwięków wyłapałam jeden ciekawszy: ,,szmer" kopyt w śniegu, dążących ku mnie i dźwigających ciężar czyjegoś ciała. Odwróciłam łeb w stronę gniadego ogiera, jednak nie podszedł bezpośrednio do mnie, a zatrzymał się kilka metrów dalej i zwołał do siebie inne konie. Może zdecydował się powiedzieć to stadu? Nadstawiłam uszu, by wyłapać każde słowo. 
- Pewnie niektórzy wiedzą już o wyprawie Mikada, dlatego wyjaśnię, co się z tym wiąże. Otóż na południu istnieje pewne stado, poza naszymi terenami, jednak zapewne przemieszcza się niebezpiecznie blisko granicy, a może już ją przekroczyło. Ostatnio doszło także do ataku z ich strony na naszego członka. Zamierzamy skierować się do nich z pokojową wizytą. To wszystko na dziś, dziękuję za uwagę. - no tak, pominięcie paru faktów szaremu ludowi nie zaszkodzi. Wszyscy rozeszli się, i znów zaczęły się gorące plotki. Kiedy się nad tym wszystkim zastanawiałam, podszedł do mnie dyskretnie Hanken.
- Więc co zamierzamy z tym zrobić?
- Hm? - odparłam w zamyśleniu, a gdy dotarł do mnie sens wypowiedzi, dodałam: - Nie teraz. Muszę to rozpatrzyć. - ogier odszedł jakby nieusatysfakcjonowany, ale przynajmniej miał swoją szczerą prawdę. Następnie pojawił się przy mnie Khonkh.
- Słyszałaś już pewnie o wizycie. - przytaknęłam mu, w milczeniu przeżuwają trawę. Nie miałam dzisiaj na nic ochoty.
- Rzecz jasna, nie pójdę tam sam. Chcę, żebyś była jednym z moich towarzyszy.
- Kto jeszcze idzie?
- Fenrir i Hasmina zgodzili się na to.
- W takim razie z chęcią. Rozumiem, że stado zostanie tutaj, a my wybierzemy się na południowe krańce?
- Tak. - coś mnie podkusiło do dalszego drążenia tematu.
- Głupie posunięcie. - stwierdziłam ze stoickim spokojem.
- Niby dyplomacja jest głupim posunięciem? Jeżeli nie chcesz... - parsknął głośno, grzebiąc kopytem w ziemi.
- Jeżeli stado zostanie tu zaatakowane przez nich, zepchną je do jeziora, otoczą w zagajniku, na otwartym polu wykończą, lub tylko zdziesiątkują. Gdyby była to mała grupa, nie próbowalibyśmy dyplomacji, czyż nie? - zakończyłam wywód z zadowoleniem, jak mruczący kot.
- Trzeba było tak od razu. Zgadzam się z tobą...Co zatem niby proponujesz?
- Możemy przenieść się do Gerel Uul. Z góry będą mieć przewagę, a w razie czego drogę ewakuacyjną w postaci dolin. - Khonkh zastanawiał się krótko, w jego oczach nie błyskał już gniew.
<Khonkh? Akcja-reakcja normalnie atomowaXDD>

*SukinsynaXD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!