Strony

16.12.2017

Od Yatgaar do Khonkha ,,Komu w drogę, temu czas"

Byłam w lekkim szoku, choć na zewnątrz było to widać znacznie wyraźniej, może nawet trochę za bardzo. Znając mój charakter...Poprawka: moje działania i skłonności, chce mieć mnie u swojego boku w sytuacji, w której ważą się losy całego jego stada. Potrząsnęłam nieznacznie grzywą, i odparłam w miarę pewnie:
- Jeżeli tego chcesz, tak. - Napięcie całkowicie zniknęło.
- Dobrze. W takim razie na drugim postoju klanu w drodze do Gerel Uul odłączymy się i ruszymy na południe. Wszyscy się zgadzają? - pokiwaliśmy w milczeniu głowami i towarzystwo się rozeszło. Na miejscu zostały tylko dwa konie. Spojrzeliśmy po sobie, po czym zabraliśmy się do wygrzebywania jedzenia spod śniegu.
~Trzy dni później~
Przygotowania przedłużyły się ze względu na krótkie wesele na cześć Cherry i Doriana oraz sensowne zebranie wszystkich rzeczy, ale ostatecznie klan wyruszył w drogę w miarę sprawnie. Zresztą, szpieg tamtej grupy musiał dopiero wrócić do swoich z informacjami, bowiem był to kawał drogi, który zamierzaliśmy we czwórkę przebyć znacznie szybciej. Pod wieczór zrobiliśmy drugi w tej wędrówce postój. Khonkh odbył jeszcze parę krótkich rozmów z niektórymi członkami, po czym podszedł do mnie wraz z Hasminą i Fenrirem.
- Ruszamy. - stwierdził. Obróciłam się na pęcinie, i pokłusowałam obok władcy w ciemność przez rozległą krainę, granicę dwóch różnych światów - lasostep. Moja grzywa falowała na wietrze, kopyta wybijały niemalże bezszelestnie, cicho, lekko takt na nierównym podłożu. Otaczał nas łagodny mrok równiny rozjaśniony blaskiem księżyca, przesłanianego rzadko przez małe, postrzępione chmurki. Raz po raz zadzierałam głowę, wpatrując się w firmament pełen jasnych punkcików, setek dzwoneczków błyskających bielą i błękitem. Piękna noc, której nie kupiłbyś za żadne skarby tego świata.
Chciałabym mieć taką codziennie. Czego właściwie chcę?
Władza? Przywileje? Sługi? Klejnoty? Chwała? Ogromne tereny?
Teraz wydawały się odległe i zimne niemal tak samo jak okrągła tarcza. Czego właściwie chcę? Miały być krwawe, piękne...jak przez wieki panowania przywódców, cesarzy i różnych królów. Czego właściwie chcę? Zamiast zająć się wynajdywaniem sposobów na wygranie tego pojedynku, zaniedbuję swoje cele. Czego właściwie chcę? Postawiłam je sobie dawno temu...nie, tamte były zupełnie inne, łączyły się tylko z tym jednym. Czego właściwie chcę? A na tym już mi nie zależy.
Noc stała się klejnotem. Zabawa na śniegu władzą. Ogromne tereny skurczyły się do rozmiarów górskiej grani.
Niezłe bzdury tu sobie poczynasz.
Odkryłam przed sobą ten fakt: nie zależało mi już na tym. Chciałam czegoś innego, nie mając pojęcia, czego dokładnie, ani nawet jak to osiągnąć. I...Czy na pewno konieczna jest do tego frakcja? - postanowiłam jeszcze pomyśleć, a przede wszystkim przestać zadręczać się takimi rzeczami
<Khonkh? Droga (umysłu) wyboista czy gładko tam dojdziemy?XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!