Strony

16.12.2017

Od Tarnosa do Khonkha ,,Zimowy początek"

Było zimno, gdy nagle zauważyłem przy jeziorze ptaka. Leciał przez moją ścieżkę. Wyglądał, jakby prowadził do jakiegoś miejsca zbrodni. Od razu za nim pobiegłem. Przez drogę rymowałem rymowanki: "Dzik? Ostatni! Konik? Pierwszy! Bo kto słucha, ten zobaczy, że koniki, są najlepsze, oł!" , lub inne. Gdy tak próbowałem rymy układać, zauważyłem stado koni. Te konie robiły rzeczy, dotąd nie widziane. A te rzeczy, to takie były, że się ich bardzo bałem. Nie wiedziałem, czy to coś jest dobre czy nie. Nie zastanawiając się długo, pogalopowałem się temu przyjrzeć. To coś, było dziwne. Jeden leżał, a drugi skakał, ale przez niego. Zacząłem się dziwić, i nagle...
- Stop! Co robicie!- wykrzyknąłem głośno, aż konie stanęły.
Nic nie powiedziały, i zaczęły uciekać. Potem zauważyłem coś nie dziwnego, lecz zadziwiającego. Jak gdybym się zakochał...
-Kim... kim... kim jesteś?- wypowiedziałem.
- Ja? Ja jestem Kasja! A ty, to czego się jąkasz?- spytal klacz.
- Bo... Bo... wstydzę się widząc nowego konia!- powiedziałem. Wsumie to trochę skłamałem, bo się bałem.
- Aha...- powiedziała.
- A wiesz, kto tu żądzi?- spytałem.
- Tak. Jak tam pobiegniesz...-Zaczęła...
- To tam znajdziesz Khonkha. On tu rządzi. A jak chcesz dołączyć, to mu wszystko wytłumacz, i w ogule.- powiedziała.
-Dzięki!- powiedziałem, i pobiegłem tam, gdzie mówiła Kasja.
<Khonkh?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!