Było zimno, gdy nagle zauważyłem przy jeziorze ptaka. Leciał przez moją ścieżkę. Wyglądał, jakby prowadził do jakiegoś miejsca zbrodni. Od razu za
nim pobiegłem. Przez drogę rymowałem rymowanki: "Dzik? Ostatni! Konik?
Pierwszy! Bo kto słucha, ten zobaczy, że koniki, są najlepsze, oł!" ,
lub inne. Gdy tak próbowałem rymy układać, zauważyłem stado koni. Te
konie robiły rzeczy, dotąd nie widziane. A te rzeczy, to takie były, że
się ich bardzo bałem. Nie wiedziałem, czy to coś jest dobre czy nie. Nie
zastanawiając się długo, pogalopowałem się temu przyjrzeć. To coś, było
dziwne. Jeden leżał, a drugi skakał, ale przez niego. Zacząłem się
dziwić, i nagle...
- Stop! Co robicie!- wykrzyknąłem głośno, aż konie stanęły.
Nic nie powiedziały, i zaczęły
uciekać. Potem zauważyłem coś nie dziwnego, lecz zadziwiającego. Jak
gdybym się zakochał...
-Kim... kim... kim jesteś?- wypowiedziałem.
- Ja? Ja jestem Kasja! A ty, to czego się jąkasz?- spytal klacz.
- Bo... Bo... wstydzę się widząc nowego konia!- powiedziałem. Wsumie to trochę skłamałem, bo się bałem.
- Aha...- powiedziała.
- A wiesz, kto tu żądzi?- spytałem.
- Tak. Jak tam pobiegniesz...-Zaczęła...
- To tam znajdziesz Khonkha. On tu rządzi. A jak chcesz dołączyć, to mu wszystko wytłumacz, i w ogule.- powiedziała.
-Dzięki!- powiedziałem, i pobiegłem tam, gdzie mówiła Kasja.
<Khonkh?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!