Strony

3.12.2017

Od Mikada ,,Daleka wędrówka"

Przeszywające zimno dopadało mnie z każdej strony. Rozejrzałem się i w wyniku tego ujrzałem czyiś cień. Czekałem cierpliwie aż postać dojdzie do mnie. Długo stać tak nie musiałem, bo zaraz obok mnie pojawił się Khong.
- Wyruszaj — powiedział ponaglająco- Pamiętasz co, masz robić?
- Tak, panie – odpowiedziałem cicho – Pamiętam.
Machnąłem głową na pożegnanie i zasnąłem na powieki, aby śnieg, który już mocnej padał niż zazwyczaj, mi do nich nie nakruszył. I tak będę musiał iść z otwartymi oczami, więc chwilę później po prostu poszedłem w swoją stronę. Ogarnął mnie ogromny strach.
- Idź w lewo — usłyszałem głos Khonga — Przeciwnik jest kary, przynajmniej tak mi się wydawało i już dużo razy napędził nam stracha, ale chciałbym wiedzieć, czy całe stado jest wrogie.
- Dobrze.
*Dzień później*
Gdy, nie miałem już Khonkha w zasięgu wzroku, zauważyłem klacz wyjadającą ze śniegu resztki trawy. Była maści cremello. Podszedłem do niej, aby poznać jej imię i się czegoś dowiedzieć. Może należy do tego klanu?
- Witaj przybyszu — wspomniana klacz przywitała się pierwsza, ku mojemu zaskoczeniu — Nie wydaje mi się, żebyś miał dobre zamiary.
Przyjrzałem się jej dokładnie. Była dosyć bezpośrednia, podobnie jak ja, ale może nawet bardziej. Jej oczy błyszczały z każdym powiedzianym słowem, a jej mięśnie były spięte.
- Na Arona to mi nic nie mówi — pomyślałem, ale zaraz się odezwałem, żeby nie było, że milczę. Poznanie jej historii pewnie okaże się trudniejsze, niż to planowałem.
- Witaj, widzę, że tutaj zostały ostatnie źdźbła trawy, jak zresztą wszędzie. Polecam bardziej rozgrzebywać śnieg kopytem.
- Przyszedłeś tutaj, żeby tylko żreć i dawać mi porady?- zapytała, i w sumie spodziewałem się takiej reakcji.
- Rady nie są takie złe, ale na pewno nie przyszedłem tutaj, żeby się obżerać.
- A, po co niby? Szpiegujesz mnie?
Przez chwilę zastanawiałem się, czy powiedzieć jej prawdę, ale w końcu stwierdziłem, że tak.
- Nie ciebie — odpowiedziałem stanowczo — Wrogie stado.
- Ach...te bitwy — westchnęła - Tak jakby świat nie mógł być spokojny.
- To, że są bitwy, najmniej ode mnie zależy- popatrzyłem prawdopodobnie starszej w oczy — Ja tylko jestem szpiegiem.
- Ja myślę, że powinieneś się jeszcze dużo nauczyć. Radzę, żebyś to przyjął do serca.
- Nie potrzebuję nauki. Ja już jestem wykształcony.
- W takim razie nie mam ci już, w czym pomóc. I kup sobie książkę o prawdziwym szpiegostwie — zawołała.
- Dziękuję.
Odbiegłem. Chciałem jeszcze zostać, ale czy to konieczne? Gdybym ją rozwścieczył, miałbym wroga, a po co? Może się jeszcze przecież przydać.
Wchodziłem w kolejne lasy, a gałęzie drzew zrzucały na mnie masę śniegu. Jakoś to przetrwałem. Sam nie wiem jak. Gdy wyszedłem ze wszystkich, oczywiście się otrzepałem. Już chciałem zawrócić, żeby jednak zdobyć więcej wskazówek od klaczy, ale wpadł we mnie kary ogier.
- Jak chodzisz!- rozpieklił się.
Nigdy nie widziałem tak nerwowego konia. Jednym słowem zachował się jak źrebak do źrebaka. W tym kraju chyba istnieje szacunek?
<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!