Strony

26.11.2017

Od Mikada do Marabell ,,Niespecjalnie dobra reakcja"

- Ja też przepraszam - zarumieniłem się ledwo widzialnie.
Zawiał silny i mroźny wiatr. Moja grzywa rozwiała się na wszystkie strony.
- Chcesz jeszcze gdzieś się wybrać?
- Możemy nad jezioro - odpowiedziała z uśmiechem.
- Dobrze, możemy, choć pewnie jest zamarznięte - odpowiedziałem z powagą.
- I dlatego brzegi będą się pięknie skrzyć.
- Zapewne tak - pociągnąłem ją ze sobą.
Poszliśmy powoli nad jezioro. Wiatr dalej huczał nam w uszach. Manewrując między drzewami, tuptaliśmy po zimnym podłożu z całkowicie czarnym liści po przymrozku. Potem wystarczyło minąć łąkę i już byliśmy.
- Jesteśmy-sapnąłem, upajając się widokiem.
- Pięknie tu- dodała.
- Tak - odrzekłem, podziwiając widok flory - Ten stawik jest taki uroczy.
Usiedliśmy na ziemi, na której klacz uprzednio rozłożyła kocyk ze swojej magicznej torby. Klacz zaczęła trząść się z zimna.
- Wstaniesz na chwilkę? - zapytałem.
- Dobrze - podniosła się dość powściągliwie i niechętnie. Narzuciłem pyskiem koc na klacz.
- Możesz siadać -odezwałem się, sam siadając. Partnerka spaceru z powrotem usiadła. Mogła usiąść na kocu i równocześnie być okryta. Poczułem ciepło bijące od klaczy. Omiotła wrogiem zamarznięty brzeg, a potem zwróciła wzrok na mnie.
Spojrzałem na klacz. Teraz obydwoje patrzyliśmy sobie w oczy. Sytuacja zrobiła się niezręczna, więc odwróciłem wzrok. Naszych ciał zaczął dotykać śnieg. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Świat wydawał się teraz najpiękniejszym widokiem.
- Wspaniale. U was zawsze zima jest taka piękna?
- Wszędzie zima jest piękna — odpowiedziała bez namysłu.
- Z tobą najpiękniejsza - szybko zarzuciłem komplement, żeby wypełnić ciszę, która nastała.
Klacz odwróciła głowę. Koc zsunął się z niej i wpadł do niezamarzniętej części wody. Spojrzałem na koc. Darowicz ciepła szybko skrył się pod wodą. Nic nie myśląc, przylgnąłem do niej, by miała, choć odrobinę ciepła. Problem w tym, że sam byłem zimny.
- Może już wracajmy -powiedziała, odsuwając się nieznacznie.
- Tak... Przepraszam za moją głupotę. Coś mi strzeliło do głowy.
Ruszyliśmy kłusem przez śnieg, który zdążył już utworzyć warstwę średniej grubości. W końcu po pokonaniu dobrych 500 metrów doszliśmy do większości koni.
<Marabell?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!