Strony

15.11.2017

Od Marabell do Khonkha "W obronie"

Stałam sobie, przeżuwając leniwie zieleninę uzbieraną w swojej torbie. Byłam prawie pewna, że dzięki zbieraniu lepszych kawałków roślin napotkanych wszędzie, mam w torbie najlepszego sortu rośliny, dostępne o tej porze roku. Byłam w lesie, dość blisko, jednak z tej odległości nie było słychać głosów innych. W pewnym momencie, usłyszałam odgłos uderzania dużych łap o błoto oraz mokre liście. Wstrzymałam oddech, odwracając głowę w stronę, skąd dochodził dźwięk. Kilka metrów ode mnie, między drzewami, mignęły płowo-szare cielska liczby trzech. Normalnie wycofałabym się, niezauważona, jednak spostrzegłam, że wilki kierują się w stronę stada. Zapewne nie wyczuły jeszcze innych koni, więc była jeszcze szansa na odwrócenie ich uwagi. Rozejrzałam się wokół - wszędzie tylko drzewa. Zanim jednak wymyśliłam jakiś sensowny plan, spostrzegłam, że stworzenia nie kierują się w stronę stada. Nigdzie ich nie było. Jeden nieuważny ruch - zahaczenie futrem o krzak. Usłyszałam to, wiedziałam już, że wilki postanowiły na mnie zapolować. Zaczęłam biec, w kierunku odwrotnym, niż ten gdzie znajdowało się stado. Biegłam prosto w stronę słonego jeziora. Wilki zaczęły mnie gonić, dalej starając się zachować jako taką dyskrecję. Jeden wilk, nie wiadomo kiedy znalazł się tuż obok mnie, po czym skoczył na mnie. Zrobiłam unik, jednak pazury zahaczyły o mój bok. Rana bardzo piekła, kątem oka zobaczyłam krew lecącą ciurkiem. Biegłam jednak dalej. Wiedząc, że przy brzegu jeziora znajdują się usypane skalne brzegi, jak i również takie wyspy, kierowałam się w stronę najbliższych tworów. Wybiegłam z lasu. Zaraz za mną wybiegły wilki, więc pocwałowałam piaskiem, by chwilę potem walczyć o utrzymanie równowagi na trochę śliskich kamieniach. Przeszłam do 'dziury' w skalnym pomoście. Przede mną znajdowała się kamienna wysepka, a za nią następna, po czym jedyne co mnie czekało, to kąpiel w słonej wodzie - jednak każdy wie, że rana i słona woda równa się jeszcze większy ból. Wilki były coraz bliżej, nie miałam czasu rozmyślać nad swoimi czynami - z resztą, nie miałam innego wyjścia. Skoczyłam. Gdy wylądowałam okazało się, że moje tylne kopyta znajdują się tylko kilka centymetrów od przepaści. Starając się o niepoślizgnięcie poszłam dalej. Postanowiłam zaczekać ze skokiem na drugą platformę, aż zobaczę, że przynajmniej jeden wilk dostał się na tą wysepkę, na której stałam ja. Wilk, którego futro było bardziej czarne, niż u innych, skoczył pierwszy - jednak jego łapy nie dosięgły celu, a wilczysko spadło na skały. Do moich uszu dobiegł skowyt i wycie spowodowane bólem. Jednak szybko ucichły. Dwa pozostałe osobniki patrzyły na mnie. Odwzajemniłam się tym samym. Tamte odeszły jednak, kierując się na dół do zwłok towarzysza. Postanowiłam poczekać, aż sobie pójdą. Na moje nieszczęście nie śpieszyło się im zbytnio. W tamtym momencie dziękowałam sobie, że w swej inteligencji wzięłam ze sobą torbę, pełną jedzenia. Starałam się w miarę możliwości oszczędzać zapasy, gdyż nie wiedziałam, jak bardzo mój pobyt na skałach się przedłuży. Wilki nie dawały szybko za wygraną, ale w końcu, następnego dnia, odeszły, kierując się brzegiem jeziora. Postałam tak chwile jeszcze, po czym odeszłam z powrotem w kierunku stada.
< Khonkh? Czekają mnie jakieś przywileje? ^-^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!