Dotarłem na miejsce i wymieniłem się z Marabell. Ta wróciła do klanu. Do następnego ranka wszystko minęło bez zbędnych komplikacji. Jednak nad ranem, kiedy ledwo trzymałem się na nogach i trochę przysypiałem, wydarzyło się coś strasznego. Nie zauważyłem, kiedy mała dziewczynka zaczęła biegać wokół obozu. Wszyscy pozostali jeszcze spali, a strażnik poszedł sprawdzić coś do lasu. Dziecko zbliżyło się do mnie i zauważyło.
- Konik!- wrzasnęła dziewczynka, co skutecznie wybudziło nie tylko mnie, ale i resztę ludzi w obozie. Nie zorientowałem się nawet, kiedy wszyscy znaleźli się przy nas. W mojej głowie od razu zrodził się szybki plan na ucieczkę. Nie był on może najlepszy czy najmilszy, ale w obecnej chwili nie miałem zbytnio czasu na wymyślenie czegoś lepszego. Przednią nogą uderzyłem dziewczynkę w brzuch ze średnią siłą, wystarczyło to jednak, aby poleciała do tyłu. Powietrze przeszył jej krzyk i, jak przewidywałem, wszyscy dorośli rzucili się w jej stronę. Skorzystałem z okazji i rzuciłem się do ucieczki. Biegłem jak najszybciej, jednak nie wprost do klanu. Szanse na to, że ktoś za mną podąża były nikłe, ale wolałem nie ryzykować. Dopiero kiedy upewniłem się, iż żaden człowiek mi nie towarzyszy, zawróciłem do stada. Kiedy dotarłem na miejsce, wszyscy już byli obudzeni. W czasie mojej nieobecności nic się nie wydarzyło, więc mogliśmy niemal od razu ruszać w stronę jeziora Uws. Niestety nasza podróż nie odbyła się bez krwawych przygód, jednak udało się nam wszystkim wyjść z tego cało. Po dotarciu do celu udało mi się jedynie zauważyć, że Marabell oddala się. Nie zainteresowałem się tym zbytnio, uznałem, że po prostu chce trochę pobyć samemu.
<Marabell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!