- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się, starając się rozładować napięcie. Rozmowa się zbytnio nie kleiła, w szczególności dla mnie, więc tym akcentem postanowiłam ją zakończyć. Oboje zamilkliśmy i dalej w ciszy, powoli przeżuwaliśmy posiłek, co jakiś czas rzucając sobie ukradkiem spojrzenia. Tak minęło nam popołudnie, a słoneczna kula przetoczyła się na zachodni kraniec nieba. Wolałam, by jak najszybciej opuściła scenę i ustąpiła miejsca gwiazdom; sławom wieczoru. Mimo wszystko wolałam ich zimne, odległe a równocześnie tak bliskie światło od palącego blasku.
Wszystkie konie zaczęły się szykować do snu. Odeszłam zwyczajowo na bok, by sam na sam rozpocząć bitwę z myślami. Całe szczęście, władca klanu nie miał ochoty na nocne rozmowy. Czyżby wystraszył go mój wczorajszy wywód? - cień uśmiechu przebiegł po moim pysku, lecz zaraz przybrał zwyczajny wyraz. Dzięki wielu godzinom rozmyślań miałam prawie gotowe dwie wersje planu. W trakcie okaże się, który bardziej się nada. Przestałam nadążyć za tokiem myślenia, gdy me powieki zrobiły się ciężkie i przyszedł po mnie Sen.
~Dwa dni później~
Długi, monotonny marsz wiódł nas przez coraz bardziej górzyste tereny. Szlak stawał się coraz trudniejszy, jednak jakoś wciąż parliśmy do przodu, właściwie samoczynnie. Wreszcie przedostaliśmy się na o wiele bardziej płaską część krajobrazu. Stąd od jeziora Uws dzielił nas już tylko jeden dzień marszruty. Zmęczona z ulgą przystanęłam w miejscu, które Khonkh wybrał na postój, i skubnęłam trochę trawy. Roślinność, jak zwykle o tej porze roku, nie była najsmaczniejsza. Zaczęłam uważnie przysłuchiwać się otoczeniu. Z szumu rozmów mogłam nawet zrozumieć niektóre słowa.
Zapewne większości było już przynajmniej mgliście wiadomo o powstaniu frakcji, chodź niewielu zdawało sobie sprawę ze związanych z tym spraw, bowiem język ich był zawiły i pełen pułapek. Tylko prawdziwe szelmy mogły zorientować się w temacie, co dawało mi pewność, że nie dowie się o tym ktoś niepowołany. Było to jak podziemna sieć; plotki rozchodziły się błyskawicznie, nie wiadomo jak i kiedy. Każdy pożądany odbiorca wiedział też, do kogo się zwrócić. Reszta puszczała to wkrótce mimo uszu, jednak echo nadal odbijało się i przyciągało nowych.
Aron potwierdził me oczekiwania i przyłączył się. Wszelaki zwolennik się liczy, ale nie należy zatrzymywać tych, którym nie starczy sił.
Wtem usłyszałam ciche jęki. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Ujrzałam Lindę, dotykającą cały czas swojego brzucha. Podbiegłam do klaczy. W tym samym momencie pojawił się również sam przywódca.
<Khonkh? Ale proszę, bez jakichś tajemniczych ciąży :x XDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!