Ruszyliśmy głębiej w las, by nie musieć zmagać się ze śnieżycą na otwartym terenie. Nie śpieszyliśmy się jakoś specjalnie, jednak nie mogliśmy pozwolić też sobie na zbyt wolne przemieszczanie się. Ruszyłem przodem. W końcu jako przywódca musiałem poprowadzić klan. Po chwili wyczułem w pobliżu czyjąś obecność. Wysunąłem się około trzy- cztery metry naprzód. Gdy się odwróciłem, spostrzegłem, że w połowie odległości między mną, a klanem, szła dość szybko Yatgaar. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jak ostatni kretyn zapomniałem o niej i zostawiłem w tyle, kiedy zacząłem prowadzić stado. Stwierdziłem, że przydałoby mi się czyjeś towarzystwo, więc nieco zwolniłem. Klacz szybko się ze mną zrównała. Spojrzałem na nią ukradkiem. Z jej pyska stosunkowo trudno cokolwiek odczytać, Yatgaar jest wieczną zagadką. Wydawało mi się jednak, że nie jest na mnie obrażona. Śnieg zaczął sypać trochę mocniej.
- Przyspieszmy- powiedziałem, by jakoś przerwać ciszę.
- Dobrze- odparła klacz, ponownie się ze mną zrównując. Wszystko wokół stopniowo robiło się coraz bielsze. Po około godzinie w końcu się zatrzymaliśmy. Znaleźliśmy miejsce otoczone w większości przez drzewa iglaste. Tworzyły swego rodzaju ścianę wokół skrawka ziemi zupełnie pozbawionego jakichkolwiek roślin. Idealne miejsce na przetrwanie każdej śnieżycy. Otoczenie pokrywała już nieco grubsza warstwa białego puchu. Promienie niknącego słońca nie nadążały z topieniem śniegu. Nawet nie zauważyłem, kiedy ponownie zaczęło się ściemniać. Porozmawiałem chwilę z niektórymi członkami stada, aby dowiedzieć się, jak się czują. W ten sposób odnalazłem Yatgaar, która po naszym dotarciu tutaj zaszyła się gdzieś na dość długo. Najpierw zauważyłem, że gdzieś z lasu wrócił Aron. Na moje pytanie, gdzie i co robił, odparł, iż wybrał się na spacer. Wydało mi się to nieco podejrzane, zważywszy na okoliczności, ale nie dociekałem. Po około trzydziestu minutach z innej części lasu nadeszła klacz.
- Gdzie byłaś?- spytałem, podchodząc do niej.
- Czy ze wszystkiego muszę ci się spowiadać?- zapytała nieco uszczypliwie.
- No cóż, jestem przywódca, więc tak, chyba jesteś na to skazana, jeśli cię pytam- odparłem. Yatgaar westchnęła, po czym powiedziała:
- To już nie można pobyć chwilę samemu ze sobą?
- Można, oczywiście, że tak- odpowiedziałem.
- Dobrze, ale chyba nie muszę o to pytać mojego władcy?
- Nie ma takiej potrzeby- powiedziałem, po czym zaśmiałem się, aby trochę rozluźnić atmosferę. Po chwili Yatgaar także się uśmiechnęła.
- Czy kiedy mnie nie było, wydarzyło się coś interesującego? Poważnego? Śmiesznego? Strasznego?- zapytała klacz żartobliwym, zupełnie niepasującym do niej tonem. Już miałem jej odpowiedzieć, lecz kiedy tylko otworzyłem usta, powietrze przyszyło głośne bliskie. Dochodziło z niebezpiecznie bliskiej odległości.
<Yatgaar? Wybacz, ż tak długo. Przynajmniej wena trochę się postarała tym razem, taką mam nadzieję XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!