Strony

6.09.2017

Od Marabell do Shere Khana (S) - ,,Jedyna nadzieja"

Wypiłam duszkiem wodę przyniesioną przez jakąś klacz. Była jak najpiękniejsze zbawienie. Ogier, który przedstawił się jako Shere Khan, stał obok mnie, starając się mnie zagadać. Z trudem odpowiadałam na zadawane mi pytania. Dostałam jeszcze trochę wody, która przywróciła jasność umysłu. Zamrugałam kilka razy, wytrzepując z nich pył, po czym chwiejnie stanęłam na nogach. dostałam trochę jedzenia, którego od dłuższego czasu nie miałam za wiele.
- Możesz chodzić?
- Chyba tak...
- Chodź do mojego klanu. Musisz trochę odpocząć.
Postawiłam pierwszy, bardzo chwiejny krok. Nieporadnie niczym źrebię na swoich długich, patykowatych nogach szłam za wyraźnie zaniepokojonym ogierem.
'Co to on mówił? Chyba jest kimś w rodzaju króla, czy jakoś tak. Ale wydaje się zupełnie inny niż władca mojego tabunu. Taki... Miły'.
Tak sobie rozmyślając, by nie stracić świadomości istnienia, wypatrywałam innych koni. Po kilku, niemiłosiernie długich minutach, dotarliśmy na miejsce. Było tam jakieś kilka koni, nie wiem ile dokładnie. Na pewno mniej, niż w moim starym stadzie. Wyraźnie zaznaczona tafla wody kusiła w oddali. Bardzo mi się tu spodobało.
'A gdyby tak - spojrzałam smętnie na niebo - tu zostać? Nie znajdę już swojego dawnego domu, to pewne. A sama nie przeżyję długo. Może, kiedy już odpocznę, zapytam się, czy istnieje szansa na dołączenie do tego klanu'.
Do Shere Khana podeszła jakaś klacz. Była gniada, miała kilka białych plamek. Domyśliłam się, że to jego partnerka. Zaczęli ze sobą rozmawiać, nie wiedziałam o czym, nie miałam po prostu siły żeby słuchać. Klacz spojrzała na mnie zza karego ogiera. Chwilę później Shere Khan także skierował swój wzrok na mnie. Czułam się bynajmniej nie komfortowo, a w dodatku chciało mi się spać.
<Shere Khana?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!