- Hej - powiedziała w końcu La Vida słabym głosem, gdy już skończyła pić.
- Hej, jak się czujesz?- zapytałem.
- Lepiej. Strasznie chciało mi się pić - odparła klacz. Spróbowała najpierw lekko się do mnie uśmiechnąć, a potem wstać. Niestety nadal była zbyt słaba, przez co upadła. Na szczęście nic sobie nie zrobiła. Położyłem się obok niej.
- Chyba jednak nie jest z tobą jeszcze aż tak dobrze - powiedziałem.
- Ale aż tak źle też nie - odparła La Vida.
- Heh, a ty jak zwykle uparta - skomentowałem.
- Gdybym nie była taka, jaka jestem, to byś mnie mógł nie lubić. Bo lubisz mnie, prawda?
- Oczywiście - odpowiedziałem.
- Wiesz... ja ciebie też bardzo lubię. Cieszę się, że dołączyłem do twojego klanu - powiedziała po chwili wahania klacz.
- A ja się cieszę, że podoba ci się mój klan - odparłem. Jeszcze chwile porozmawialiśmy, po czym La Vida stwierdziła, że jest zmęczona i zasnęła.
~~Kilka dni później~~
Przez te kilka dni klan cały czas stacjonował w jednym miejscu, gdyż wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób zostali zranieni przez ludzi, musieli zostać do końca wyleczeni. La Vida także doszła do siebie. Już wieczorem, tego dnia, kiedy się wybudziła, uparła się, iż wstanie i się przejdzie, aby rozprostować kości. I faktycznie przespacerowała kilka metrów. Ku mojej uciesze, chciała, abym jej towarzyszył. I tak każdego dnia robiliśmy sobie coraz dłuższe spacery. Oboje czuliśmy się w swoim towarzystwie doskonale. Ostatniego dnia naszego postoju także postanowiliśmy się przespacerować. La Vida była już prawie w pełni sprawna, więc zaszliśmy dość daleko. Szliśmy tak i rozmawialiśmy sobie, aż w pewnym momencie zauważyłem zbierające się chmury.
- Chyba zanosi się na ulewę- powiedziałem.
- Na to wygląda. W takim razie nie ma na co czekać, wracajmy- odparła klacz. Ruszyliśmy w drogę powrotną, jednak nie zdążyliśmy dotrzeć do klanu przed deszczem. Lało naprawdę mocno, dlatego też postanowiliśmy przeczekać aż ulewa zelżeje pod drzewami. Wiadomo jednak, że taka ochrona nie jest zbyt dobra i już po chwili oboje byliśmy i tak mokrzy.
- Mongolia jest taka zaskakująca pod względem pogody- westchnęła klacz.
- Co racja, to racja- odparłem. Staliśmy jeszcze przez jakiś czas pod drzewami. Deszcz zaczął padać lżej, więc zdecydowaliśmy się ruszyć w drogę powrotną. Szliśmy w ciszy. Chociaż z zewnątrz wyglądałem na bardzo spokojnego, wewnątrz byłem kłębkiem nerwów. Czułem, że muszę teraz zadać to najważniejsze pytanie. Albo teraz, albo nigdy.
- Wiesz, La Vido, jutro wyruszamy z powrotem na wędrówkę. I jeszcze za nim wyruszymy, chciałbym ci się o coś zapytać.
- Tak?- klacz przekręciła głowę lekko w bok, aby móc na mnie patrzeć.
- Chciałabyś może... zostać moją partnerką?
<La Vida? Spoko:)>
- Chyba zanosi się na ulewę- powiedziałem.
- Na to wygląda. W takim razie nie ma na co czekać, wracajmy- odparła klacz. Ruszyliśmy w drogę powrotną, jednak nie zdążyliśmy dotrzeć do klanu przed deszczem. Lało naprawdę mocno, dlatego też postanowiliśmy przeczekać aż ulewa zelżeje pod drzewami. Wiadomo jednak, że taka ochrona nie jest zbyt dobra i już po chwili oboje byliśmy i tak mokrzy.
- Mongolia jest taka zaskakująca pod względem pogody- westchnęła klacz.
- Co racja, to racja- odparłem. Staliśmy jeszcze przez jakiś czas pod drzewami. Deszcz zaczął padać lżej, więc zdecydowaliśmy się ruszyć w drogę powrotną. Szliśmy w ciszy. Chociaż z zewnątrz wyglądałem na bardzo spokojnego, wewnątrz byłem kłębkiem nerwów. Czułem, że muszę teraz zadać to najważniejsze pytanie. Albo teraz, albo nigdy.
- Wiesz, La Vido, jutro wyruszamy z powrotem na wędrówkę. I jeszcze za nim wyruszymy, chciałbym ci się o coś zapytać.
- Tak?- klacz przekręciła głowę lekko w bok, aby móc na mnie patrzeć.
- Chciałabyś może... zostać moją partnerką?
<La Vida? Spoko:)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!