Strony

29.06.2017

Od La Vidy do Shere Khana (S) - "Pustynia"

Ciemność. Długi czas byłą  tylko ciemność. Czułam się jak w pułapce. Żadnych krat, łańcuchów tylko nicość. Miałam wrażenie, że spadam, spadam i nie mogę spaść. Nie było żadnej ziemi, nie było niczego. Dosłownie pustka. Nagle zobaczyłam światło. Byłam na pustyni. Przede mną sucha, spękana ziemia. Tylko co jakiś czas sterty kamieni. Ruszyłam przed siebie. Choć postawiłam tylko kilka kroków, już miałam wrażenie, że płonę. Miałam wrażenie, że zamiast przełyku mam wyschnięte koryto rzeki, w którym powinna płynąć woda, a jednak jest wyschnięte. Po długiej wędrówce dotarłam do oazy. Stawiałam chwiejne kroki w stronę wodopoju. Weszłam w krzaki. Miałam już krok do wodopoju, ale zabrakło mi sił. Padłam na ziemię. Niby dookoła pełno krzaków, a jednak nie mogę ich ruszyć. Ciernie tylko zaszkodziłyby mi. Wyciągnęłam szyję, język, ale brakowało mi dosłownie dziesięciu centymetrów. Usiłowałam przesunąć się, ale odpowiedział mi tylko palący ból. Ból nogi. Ale zaraz... Skąd on się wziął. Przecież ani się nie przewróciłam, ani nie uderzyłam. Zamknęłam oczy, ale zaraz je otworzyłam. Zniknęła woda, zniknęły krzaki. Pojawiły się inne konie. Powoli zaczęłam sobie przypominać co się stało. Zaatakowali mnie ludzie. Kilku zabiłam. Postrzelili mnie w nogę, zranili mnie w bok. Potem ciemność i pustynia. Nagle ujrzałam nad sobą pysk Viki.
-Wody...-zdołałam wychrypieć.
Klacz powiedziała coś, ale ja zamknęłam oczy, nie mogąc wytrzymać słonecznego blasku który raził moje oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy postawiono przede mną pojemnik z wodą. Zaczęłam łapczywie pić, gdy kątem oka zobaczyłam jakiegoś konia zbliżającego się w szybkim tempie. Delikatnie przekręciłam głowę. Teraz, gdy widziałam szczegóły, dostrzegłam, że to galopujący w moją stronę Shere Khann.
<Shere Khan? Przepraszam, że tak późno i krótko. Coś ostatnio nie mam weny, a jeszcze to zamieszanie na koniec roku, teraz jeszcze przygotowywania do obozu>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!