Strony

8.04.2017

Od Shere Khana do La Vidy "Niebezpieczne spotkanie" (S)

Miejsce, na które trafiliśmy, było wręcz idealne na postój, a nawet na nocleg. Postanowiłem, że teraz kierować się będziemy w stronę północno- changajskiego ajmaku. Stado zaczęło się spokojnie paść. Gdzieniegdzie widać było wyrastające spośród traw orliki. Ja zakończyłem pożywiać się najwcześniej i spokojnie oddaliłem na bok, w stronę strumienia, aby ugasić swoje pragnienie. Powoli piłem chłodną wodę. Gdy skończyłem, uniosłem wolno głowę i spojrzałem w rozgwieżdżone niebo, zastygając w takiej dostojnej pozie. Zapadła już zupełna noc i część członków klanu poszło spać. Wtem usłyszałem jakieś szelesty. Skierowałem wzrok w stronę, z której dochodziły, a po chwili wpatrywania się tam, ujrzałem szybko zbliżającą się sylwetkę konia. Po chwili rozpoznałem w niej La Vidę.
- Co się stało?- zapytałem, gdy tylko klacz zatrzymała się tuż przede mną.
- Ślady... wilków- wysapała zmęczona samica. Gdy tylko to usłyszałem, bardzo się przejąłem. Znajdowaliśmy się w niewielkiej dolinie, więc gdyby napadły nas tutaj wilki, nie byłoby zbyt kolorowo.
- Zaprowadź mnie tam, gdzie je widziałaś- odparłem. La Vida pokiwała głową i po chwili oboje ruszyliśmy w kierunku, z którego wcześniej słyszałem szelesty. Szliśmy w wielkim niepokoju, niby powoli, dokładnie nasłuchując i obserwując okolicę, ale jednocześnie tak szybko, jak tylko się dało.
- Czekaj, stój- powiedziałem nagle do La Vidy. Klacz zatrzymała się, odwróciła ku mnie i spojrzała na mnie zdziwiona. Wyczekiwała wyjaśnień, ale ja nie zamierzałem nic mówić. Zacząłem za to jeszcze uważniej obserwować okolicę. Wyraźnie wyczuwałem tutaj czyjąś obecność. Czy był to wilk? Nie miałem zielonego pojęcia.
- O co chodzi?- zapytała klacz.
- Ktoś tutaj je...- zacząłem, rozglądając się dookoła, ale nie skończyłem, gdyż mój wzrok spoczął na czarnym , ledwo widocznym w mroku nocy, cieniu za klaczą. Wilk. Powoli wyszedł z krzaków, szykując się do ataku na niczego nie spodziewającą się klacz. Był raczej średniej wielkości. Nie miałem pojęcia, jakim cudem mnie nie wyczuł, jednak postanowiłem to wykorzystać. Szybko przebiegłem obok klaczy. Ta, zdziwiona, odwróciła się za mną.
- Uciekaj!- krzyknąłem, jednocześnie stając na tylnych kopytach w chwili, kiedy wilk skoczył do ataku. Zacząłem wymachiwać groźnie przednimi kopytami, starając się trafić wilka w głowę. Udało mi się to i zwierz upadł na ziemie, a z głowy sączyła mu się strużka krwi. Jednak mimo to, wilk nie chciał się poddać. Stanąłem na ziemi, chcąc po chwili kontynuować walkę. Zwierz szybko podniósł się z ziemi i przystąpił do kontrataku. Nie zdążyłem nic zrobić, a przede mną jak spod ziemi wyrosła La Vida i z zamachem, mocno kopnęła wilka w bark, co sprawiło, że się zachwiał. Wykorzystałem moment i podniosłem kopyta, a zaraz potem stanąłem na nim, miażdżąc mu czaszkę. Chwilę staliśmy oboje nad martwym ciałem wilka. Byliśmy w szoku.
- Nie ma na co czekać, jest jeden, to pewnie gdzieś tam znajduje się cała wataha. Miejmy nadzieję, że tylko on na razie nas wyczuł i nikogo nie poinformował. Musimy obudzić stado. Opuszczamy to miejsce- powiedziałem. Klacz pokiwała ze zrozumieniem głową i po chwili oboje biegliśmy już w stronę stada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!