Przed nami na brzegu stało kilka. Choć było ich dużo więcej niż kilka. Część z nich kąpała się w rzece jakby była ich własnością. Może to były ich tereny? Ale kto to wie? Stada zatrzymały się w dość dużej odległości. Z drugiego klanu wyszła klacz o... Dereszowatej? Chyba tak. A więc o dereszowatej sierści. Za nią wyszedł kary ogier. Położyłam uszy po sobie. Shere Khan zauważył to, ale nie zareagował. On również poszedł w stronę przywódczyni drugiego stada. Chciałam ruszyć za nim, aby udawać jego ochronę. Tamta klacz może ją mieć. Dlaczego więc Shere Khan nie mógłby jej posiadać? Ogier jednak obserwował mnie kątem oka, więc postanowiłam nie ruszać się z miejsca. No i udawać obrońcę na odległość. To przynajmniej chciałam przekazać obcym położonymi po sobie uszami i ukazującymi wielką złość oczami. Dwaj przywódcy zaczęli między sobą rozmawiać. Do mnie docierały tylko strzępki słów, bo konwersacja między władcami nie należała do najcichszych, a całe stado stało w dosyć dużej odległości od rozmówców. Po jakimś czasie obie strony zaczęły ukazywać swoją mową ciała, że wynik rozmowy jest pozytywny. Wtedy i ja się uspokoiłam, ale nadal miałam problem z całkowitym rozluźnieniem i uważnie obserwowałam tą drugą. Jak jej było? Ca... Calipso? Nie byłam pewna bo jak już wcześniej wspominałam ani nie mam pamięci do imion, ani nie słyszałam dokładnie wymiany słów. Po chwili Shere Khan odwrócił się i powoli ruszył w stronę naszego klanu. Ledwo powstrzymywałam się przed wypytaniem o wynik rozmowy. Po niedługim czasie klan ruszył w dalszą wędrówkę. Tym razem pogoda była wręcz idealna. Nie lał deszcz i nie było też zbytnich upałów. Nikomu z naszej dwójki nie spieszyło się aby wrócić na początek stada. Panowała między nami krępująca cisza.
- Czyli wracamy teraz na nasze tereny?- mogło zabrzmieć to trochę głupio, ale za wszelką cenę chciałam przerwać milczenie.
- Tak, przeprawimy się na drugi brzeg tej rzeki. Pewnie w ten sam sposób, co poprzednio- odparł Shere Khan.
- Czyli gubiąc Vikę w bagnie? - zaśmiała się.
-Mam nadzieję że tym razem obędzie się bez takiej konieczności - odwzajemniając uśmiech.
Stado zaczęło przeprawiać się rzekę. Tym razem przestraszony Raphael zbliżył się do Viki. Pewnie myślał że teraz za każdym razem klacz będzie wpadać w bagno. Całe szczęście tym razem udało się bez zbędnych kłopotów i nikt nie zaczął tonąć.
< Shere Khan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!