Poszliśmy z Shere Khanem w cień i zaczęliśmy miłą pogawędkę. Nie minęło dziesięć minut, a już niebo zasnuło mnóstwo chmur. Nie zapowiadało się na deszcz albo co gorsza burzę, więc Shere Khan zdecydował, że możemy wyruszać. Długi czas spędziłam na rozmowach. Gawędziłam głównie z Shere Khanem, ale co jakiś czas zmieniałam słowo z jakimś innym członkiem klanu niż przywódca. Nawet nie pamiętam jak mieli na imię moi rozmówcy, bo nie zwracałam na to zbytniej uwagi. Po kilku godzinach drogi niestety zaczęło świecić słońce, przestał wiać wiatr, zniknęły chmury. Jednym słowem zaczął się niemiłosierny upał. Całe szczęście że znaleźliśmy coś w rodzaju oazy, w której ledwo, ale jednak zmieści się całe stado. Tym razem gorąco było dosyć długo, ale w końcu wyruszyliśmy. Wędrowaliśmy niecałe pół godziny, a już zaczęło lać. Jednak przez długi czas nie było widać schronienia. Wreszcie w oddali zobaczyliśmy wejście do jaskini. Wszyscy się ucieszyli. Jakiś koń nie wytrzymał i zaczął biec galopem w tamtym kierunku. Nie wiedziałam kto to jest, ale jakiś koń krzyknął "Vika!" i już znałam kolejnego członka stada. Nagle Vika zapadła się. Zaczęła się miotać, ale tylko zapadła się głębiej w ziemię.
-Bagno! - krzyknęłam.
< Shere Khan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!