Będąc w nieznacznej odległości od odpoczywającej w cieniu rozłożystego drzewa Calipso, ugiąłem przednie nogi i położyłem się na chłodnej ziemi. Mokra od rosy trawa przez chwilę lekko łaskotała mnie w boki, lecz zaraz nieprzyjemne uczucie zniknęło, a wraz z nim obawy odnośnie spotkania obcego stada. Klan Mroźnej Duszy. Tych, o których nie tak dawno wypytywałem, przed chwilą widziałem na własne oczy. Czternaście obcych koni o czternastu, odmiennych charakterach, a mimo to naszym Przywódcom udało nawiązać się nić porozumienia w wyniku czego stada zawiązały sojusz. Teraz jest on słaby, aczkolwiek w przyszłości może stać się trwały i potężny. Nie wykluczone też, że zniknie, a w miejscu współpracy pojawi się wrogość, która niejednych doprowadziła do ostateczności. Stoimy po przeciwnych stronach grzęzawiska, które albo wyschnie i uda nam się przez nie przejść, albo zmieni się w głębokie bagno i potopi nas wszystkich.
- Myślisz, że to była dobra decyzja? - Głos Calipso wyrwał mnie z zadumy i sprawił, że przeniosłem na nią wzrok, w którym mieszało się rozbawienie i zdumienie.
- To była najlepsza decyzja. - Nie kłamałem. Mówiłem głośno i zdecydowanie tak aby klacz zrozumiała, że w pełni pojmuję jej wątpliwości wobec takich okoliczności. - Gorzej jeżeli planowałaś wchodzić z nimi na wojenny grunt. Wtedy to by było tylko przedłużenie sprawy. - zażartowałem. - Jestem przekonany, że dobrze postąpiłaś proponując Klanowi Mroźnej Duszy sojusz. Byliby głupcami, gdyby odrzucili taką propozycję - dodałem pogardliwie. Między nami zapanowała cisza. Przez ułamek sekundy obserwowałem dereszowatą klacz, po czym przewróciłem się na bok i obróciłem na grzbiet. Zmrużyłem oczy, patrząc na oślepiającą tarczę słońca, która nieprzejednanie grzała moją ciemną sierść.
- Dzięki - powiedziała w końcu moja towarzyszka, a ja nie patrząc na nią wypaliłem.
- Zawsze do usług. Swoją drogą, jakie oni mieliby szanse z takim generałem jak ja? - prychnąłem z szelmowskim uśmiechem, na co klacz roześmiała się, ściągając tym samym na siebie uwagę pozostałych koni. - I z taką Przywódczynią - dodałem swawolnie, wracając do poprzedniej pozycji. Podwinąłem przednie kończymy pod siebie i potrząsnąłem grzywą, zrzucając z niej pojedyncze źdźbła suchej trawy.
[Calipso?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!