Strony

5.03.2017

Od Wichra do Calipso (F)

Wreszcie opuściłem tereny ludzkiej egzystencji i dotarłem tutaj. Choć przyznam sam powinienem się rozejrzeć po terenach klany, gdyż odmówiłem wcześniej pomocy. Dam sobie radę sam. Zawsze, no może nie zawsze, ale zazwyczaj dawałem sobie radę. Spojrzałem przez lukę w lesie w niebo i nabrałem ochoty by pogalopować, ale najpierw trochę ogarnę. Podniosłem się z ziemi i strząsnąłem kępy igliwia z mego ciała. Nie miałem już ochoty siedzieć, znaczy leżeć już, więc postanowiłem się przejść. Miałem zamiar już iść, gdy nagle usłyszałem ciche rżenie, więc się odwróciłem w jej stronę. Klacz była dobrze zbudowana, dość krępym korpusie i krótkiej szyi. Miała umaszczenie blue roan, co mnie zaintrygowały przyznam szczerze. Szybko poznałem, że to Calipso.
- Witaj. Co panią tu sprowadza? - spytałem kulturalnie
Calipso, jeśli mogę ją tak nazywać , spojrzała się na mnie jakoś badawczo... Hmm? Taaaak, chyba tak mogę to powiedzieć, a może i nie? A zresztą nie ważne. Czekałem na jej odpowiedź, aczkolwiek chyba się jej nie doczekam
- Jestem Wicher, a ciebie zacna pani zwą Calipso? - spytałem
Przyznam lubiłem czasem mówić jak ci rycerze dawniej.. Czemu? Sam nie wiem... Może dlatego, że to słownictwo jest bardziej em... jak to ująć... No nie wierzę! Uciekło mi słowo! Dobra... Odpowiednie.
- Tak, masz rację... - powiedziała z lekkim uśmiechem - Nowy? Ja nie, więc mogę pokazać ci nasz klan. Oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko wspólnemu wypadowi? W sumie lepiej razem niż samemu, czyż nie? - spytała
Klacz cicho zarżała cichi, na co uśmiechnąłem się niezauważalnie. Calipso i ja spokojnym krokiem skierowaliśmy się najpierw nad Jezioro Chubsuguł, gdzie przyjrzeliśmy się okolicznej florze i faunie.. Najbardziej spodobało mi się rzeka Eg. Było to miejsce ciche i spokojne takie jakie lubiłem miejsca. Następnie udaliśmy się w las poza teren Hatgalu, gdzie pokazałem Calipso, że dzięki ciszy może usłyszeć i zobaczyć to, co się nie widzi i nie słyszy, gdy jest się głośno. Naszym uszom dobiegła muzyka lasu, śpiewana przez różne zwierzęta...
- Niesamowite - odparła, a ja się tylko uśmiechnąłem.
Skończyliśmy zwiedzanie dość późno,spokojnie wracaliśmy cicho rozmawiając między sobą. Podczas drogi powrotnej mieliśmy nad sobą rozgwieżdżone niebo.Wyglądało to tak:

Piękny widok aż trudno opisać go. Gdy znajdziecie się w nocy, w miejscu o dzikiej, nieskażonej przyrodzie, daleko od świateł cywilizacji, którą się tak otoczyliśmy i nadal otaczamy, zobaczycie, że straciliśmy kontakt z czymś podstawowym. Czymś pierwotnym. Zapomnieliśmy, co dla nas znaczy nocne niebo, które ma nam przypominać że poza naszą planetą istnieje coś, co nas przerasta. Straciliśmy w naszym świecie ten magiczny składnik życia jakim jest rozgwieżdżone niebo, dlatego, że podobnego nieba nad nami już nie ma. Gdybyśmy mieli nad głową to, co widzieli nasi przodkowie przez 99,99 % czasu istnienia rodzaju ludzkiego, widzielibyśmy pełne gwiazd niebo z Drogą Mleczną, która rozdziela je na dwie części. Przy użyciu teleskopu czy odwiedzaniu parku możemy obserwować niebo i gwiazdy, które były dla ludzi tak naturalne przez wiele tysiącleci, tysiącleci podczas których zachwycali się nocnym niebem, dosłownie przepełnionym gwiazdami. Jednakże ludzie ukochali cywilizację i tereny zabudowane, gdyż czują się w nich bezpiecznie. Zapominając o pięknie natury i jej skarbach. Westchnąłem na moje filozoficzne rozważania, które zresztą przerwała mi je moja zacna towarzyszka Calipso...
- Wicher, czy coś się stało? - spytała..
Wnet zrozumiałem, że mówiła coś do mnie, a ja jej nie słuchałem
- Wybacz mi, zamyśliłem się nad cudnym zjawiskiem jakim jest rozgwieżdżone niebo... - odparłem. Jednak mnie coś wzięło..
"Na mlecznej drodze
Ułożę dla ciebie słowa, które będą spadać
Jak gwiaz­dy – komety
Po­myśl życzenie
Łańcuchem ptaków na niebie
Oświad­czę To­bie miłość i wierność
Spójrz po­tem – wy­soko – nad światem
Będę tam gdzie miłość uno­si się na skrzydłach
Łagod­ne oko błęki­tu przyj­mie naszą przysięgę
Tam gdzie obłoki – nasze miejsce "
Calipso spojrzała się na mnie
- Nie wiedziałam, że potrafisz mówić jak poeta... - zaczęła
- A gdzie tam.. Czasem jak mnie coś najdzie to powiem coś własnego lub zarecytuję kogoś - odparłem....
Odprowadziłem klacz do jej domu, a sam udałem się na dalszy spacer, gdyż po ekscytującym dniu nie mógłbym zasnąć spokojnie.

Następnego dnia od rana przebywałem nad rzeką Eg, która mnie urzekła jak mówiłem wcześniej swym zaciszem i spokojem, a jednocześnie biła od niej taka tajemniczość, którą trudno sprecyzować jednym słowem czy w jaki inny sposób oddać to. Po chwili tej obok mnie położyła się Calipso. Szczerze, nawet tego nie zauważyłem... Ciszę, która trwała międy nami przerwała klacz...
- ...
<Calipso??>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!