La Vida oddaliła się i zaczęła śniadanie. Ja także zająłem się jedzeniem. Potem nie miałem już praktycznie nic do roboty. Postanowiłem udać się na krótki spacer, aby w spokoju poukładać sobie wszystko w głowie. Lubiłem tego typu przechadzki, gdyż byłem raczej typem samotnika i najlepiej czułem się w swoim własnym towarzystwie. Chociaż wolę spaceru po lesie, niż po otwartej przestrzeni jaką jest step. W oddali widać było już dość wyraźną sylwetkę Otgontenger uul, ale klan nadal miał do niego daleko. Szedłem, podziwiając krajobraz, aż nagle zdałem sobie sprawę, że gdzieś niedaleko powinny być gorące źródła. Dawno tutaj nie byłem, ale doskonale pamiętałem drogę do nich. Zacząłem się więc tam kierować. Wędrówka na miejsce zajęła mi około 30 minut. Już z daleka, kiedy szedłem, rozpoznałem sylwetkę La Vidy, której udało się jakimś cudem odkryć drogę tutaj. Podszedłem do niej od tyłu, nie próbowałem nawet zachowywać się specjalnie cicho, więc klacz powinna mnie usłyszeć. Mimo to nie odwróciła się w moją stronę, aby sprawdzić, kto przyszedł, zatem mogła mnie nie usłyszeć. Nie popełniłem mojego ostatniego błędu i tym razem chrząknąłem, zanim się odezwałem. La Vida odwróciła się w moją stronę.
- Widzę, że ciebie też urzekły gorące źródła- powiedziałem.
- Tak, wyglądają nawet ładnie- odparła klacz.
- Jakim cudem znalazłaś prowadzącą do nich drogę? Przecież to niełatwe zadanie.
- Sama nie wiem, po prostu, jak zwykle, szłam przed siebie- odpowiedziała La Vida.
- Ciekawe dokąd to twoje "chodzenie przed siebie" cię zaprowadzi- powiedziałem.
- Jak na razie żyję i mam się dobrze, więc ta taktyka mi służy- odparła klacz i lekko uśmiechnęła się, na co ja także odpowiedziałem lekkim uśmiechem.
<La Vida?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!