Od jakiegoś czasu na niebie kłębiły się ciemne, ciężkie chmury, z których lada moment spaść miał obfity deszcz. Jeden z pierwszych od czasu tegorocznej, wyjątkowo surowej zimy - chyba najgorszej, którą mimo samotnej wędrówki udało mi się przetrwać. Jednak wraz z pierwszymi roztopami temperatura zaczęła gwałtownie rosnąć i utrzymywała się aż do tej pory. Burza była zatem już od kilku dni wyczuwalna w powietrzu, lecz po tylu dniach nieustępliwego gorąca, deszcz będzie prawdziwą ulgą nie tylko dla roślin, ale i mieszkańców tej okolicy. Również dla mnie, ponieważ wprost nie znoszę upałów, które przynoszą ze sobą wiosna i lato w Mongolii, a próżno było szukać tu drzew pod których cieniem można byłoby się schronić. W tym momencie wolałem zostać tu i przeczekać ewentualną ulewę. Mimo to nie zamierzałem się oddalać. To zupełnie obce mi tereny i myślę, że gdybym udał się na krótkie obeznanie terenu, możliwe, że już bym tu nie wrócił. W okół panował spokój i tylko grzmienie gdzieś w oddali nadawało temu miejscu specyficznego charakteru. Machnąłem ogonem czując na swoim grzbiecie pierwsze krople deszczu i zwróciłem wzrok w kierunku nieba, gdy moją uwagę przykuł rozchodzący się po nim jasny błysk i towarzyszący mu grzmot. Rozejrzałem się wokoło z wahaniem. Poza krzewami i wysoką trawą otaczało mnie kilka malowniczych szczytów, wyglądających jakby zostały wyrwane ze snu. Ruszyłem kłusem, podchodząc tym samym na szczyt pagórka, który okazał się być stromą skarpą. Będąc na granicy życia i śmierci, patrzyłem prosto w zaciemnioną poprzez kąt padania światła, przepaść. Kiedy podniosłem wzrok w dal dostrzegłem niewielkie wzniesienia, złote polany i nieliczne drzewa. Muszę się stąd wyrwać, ale jak? - To pytanie zaprzątało moją głowę. Jeszcze raz spojrzałem na budzące podziw tereny. Byłem zbyt roztargniony, zdziwiony aby skupić się na myśleniu. Nagle usłyszałem szelest krzaków za sobą. Czym prędzej zwróciłem w tę stronę swój wzrok, lecz w zaciemnionej gęstwinie ujrzałem tylko sylwetkę konia, który zwrócił się galopem w kierunku z którego przyszedłem. Wypuściłem powietrze przez zaciśnięte zęby i udałem się tajemniczą postacią. Ruszyłem za nią szybkim tempem, acz nie udało mi się jej dogonić. Nie ze względu na to, że była za szybka, lecz znajdowała się za daleko. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem, że wbiega między kilka rosnących blisko siebie Modrzewi Daurskich, których ja wcześniej nie zauważyłem. Ignorując nasilającą się burzę, potruchtałem w tamtym kierunku. Zwolniłem dopiero, gdy gałęzie porastające drzewo niżej, zaczęły zaplątywać się w moją długą, czarną grzywę i uderzać mnie po głowie. Otrząsnąłem się z nadmiaru deszczówki i rozejrzałem się dookoła. W końcu zauważyłem konia, za którym udałem się w pościg. Zmrużyłem oczy widząc postać, która przed kilkoma chwilami przyglądała się mi i instynktownie położyłem po sobie uszy.
[Calipso?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!