Strony

27.01.2020

Od Maliah do Noctema "Wspomnienia"

Mimo tego, że do klanu należałam już jakiś czas, ciągle nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca. Powszechnie wiadomo, że każdy normalny koń potrzebuje towarzystwa, ale ja byłam pod tym względem wyjątkowo wymagająca. Przyzwyczajona byłam do osobników, z którymi przebywałam w zasadzie od źrebaka i bardzo mi ich brakowało. Szczególnie dawała mi się we znaki tęsknota za Touchy'm, moim najlepszym przyjacielem z sąsiedniego boksu. Był on dla mnie wsparciem w ciężkich chwilach, radością w smutne dni, kompanem do zabaw od najmłodszych lat i długo by jeszcze wymieniać. A teraz nagle go zabrakło. Nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać, co jedynie pogarszało sprawę.
Nie zrozumcie mnie źle. Ja naprawdę starałam się zapoznać z innymi członkami stada, ale mimo tego, że w zasadzie wszyscy byli dla mnie mili, z resztą z wzajemnością, to nie znalazłam na razie nikogo, z kim mogłabym się zaprzyjaźnić, nie mówiąc już o nawiązaniu relacji choć odrobinę podobnej do mojej i Touchy'ego. Miałam szczerą nadzieję, że była to jedynie kwestia mojej niezbyt długiej przynależności do klanu.
Jednak od paru dni, coś zakłócało mój spokój. Jeżeli w ogóle mój ówczesny stan można było określić mianem spokoju. Na początku nie wiedziałam, o co dokładnie chodzi, ale co jakiś czas podczas spaceru czy pilnowania stada, co należało do obowiązków stróża, na widok koni przechodził mnie dreszcz. Domyślałam się, że może chodzić tu o jednego czy dwa osobniki, bo przecież nagle nie dostałam jakiejś fobii społecznej.
Wszystko wyjaśniło się, gdy pewnego dnia wybrałam się na samotną przechadzkę. Oddaliłam się trochę od stada, ale nie na tyle daleko, aby uniknąć innych w zasięgu wzroku. I wtedy właśnie ponownie przebiegł mnie, ten sam, niepokojący dreszcz. Tym razem w moim polu widzenia znajdował się tylko jeden koń, wysoki, dość dobrze zbudowany gniadosz z białymi odmianami na głowie i nogach. Od razu wiedziałam, czemu tak reagowałam na jego widok. Był on bardzo podobny do Hannibala. Wcześniej nie przykuwałam do niego większej uwagi, ale tym razem było to nieuniknione. Momentalnie zrezygnowałam z przechadzki i zaszyłam się bezpiecznie wśród innych koni. Usilnie próbowałam pozbyć się nawracających wspomnień tamtego dramatycznego dnia. Cały czas miałam jednak przed oczami ogiera, który walczy z drapieżnikami, aby ratować mi życie, krew widoczną nawet z oddali i to, jak pada pokonany. I to wszystko przeze mnie. Ledwo powstrzymałam drżenie i z całej siły próbowałam odpędzić od siebie ponure wspomnienia, jednak te nie dawały za wygraną. W mojej głowie cały czas pałętała się myśl, że gdyby nie poświęcenie Hanni'ego to ja bym zginęła. On dobrze o tym wiedział. Mimo tego, że wcześniej byłam dla niego oschła, nie wahał się oddać za mnie życie.
W końcu udało mi się odegnać wspomnienia, jednak gniady ogier cały czas przyciągał mój wzrok. Nie do końca celowo wbijałam w niego spojrzenie. Niby zdawałam sobie z tego sprawę, ale nie próbowałam z tym walczyć, licząc, że przyniesie mi to ulgę.
Takie gapienie się nie mogło trwać wiecznie. Gniadosz w końcu musiał zwrócić na mnie uwagę. Najpierw spróbował zbyć mnie niezadowolonym machnięciem ogonem, ale ja nie dawałam za wygraną. Sama nie wiem czemu. W końcu chyba nie wytrzymał i do mnie podszedł. Widać było, że nie jest mu dobrze z tym, że cały czas wbijam w niego wzrok, ale mimo tego zwrócił się do mnie możliwie jak najuprzejmiej.
- Dzień dobry. Potrzebujesz czegoś? - spytał możliwie jak najuprzejmiej, jednak widziałam, że nie do końca pasuje mu moje towarzystwo. W sumie mu się nie dziwię.
- Niczego - mruknęłąm podirytowana. Może przestraszył mnie fakt, że muszę się konfrontować z kimś, kto przywołuje we mnie tak okropne wspomnienia, a może chodziło o coś innego, jednak chyba lepiej się w to nie zagłębiać.
Ogier równie uprzejmie poprosił mnie, abym przestała się tak na niego patrzeć, ale to jeszcze bardziej mnie zezłościło. Jak już wspominałam, nie mam pojęcia czemu. Ciężko było tego nie zauważyć, ale i tak zdziwiła mnie reakcja gniadosza. Ja, w takiej sytuacji, zaczęłabym się kłócić czy coś w podobie, a on, widocznie chcąc załagodzić sprawę, zmienił temat i spytał mnie o imię. No i rozmowa ta przyniosła mi przynajmniej tyle korzyści, że dowiedziałam się, jak się nazywa.
- Miło mi cię poznać, Maliah - powiedział Noctem, bo takie imię nosił mój rozmówca, z lekkim uśmiechem.
- Przepraszam, że byłam taka... No... Niemiła - mruknęłam. Zawsze ciężko było mi przepraszać, ale uznałam, że w tej sytuacji tak będzie najlepiej. Nie ma po co robić sobie tutaj wrogów. - Ostatnio po prostu dużo się działo i jest mi dość ciężko, więc jestem trochę... Zagubiona? Chyba można tak to nazwać.
- Nic się nie stało, ale miło by było jakbyś następnym razem tak na mnie nie patrzyła. Mogę przynajmniej wiedzieć, czemu tak się we mnie wpatrujesz? - spytał ogier.
- Po prostu mi kogoś przypominasz - powiedziałam. - Kogoś, kto bardzo wiele dla mnie zrobił - dodałam już trochę ciszej i mniej pewnie. Bałam się znowu przywoływać tamte obrazy.
- Powiedzmy, że rozumiem. W każdym razie więcej wiedzieć nie muszę - powiedział, najwyraźniej widząc, że ciężko mi o tym mówić.
- I tak chyba wszyscy już wiedzą - westchnęłam. - Otóż urodziłam się u ludzi, w stajni. Dużo jeździłam na zawody, gdzie kazali mi skakać przez różne rzeczy. Ostatnio znowu zapakowali mnie i kilka innych koni do przyczepy. No i był też on, Hannibal. Nigdy go nie lubiłam, wydawał się taki egoistyczny, no i całą drogę byłam dla niego strasznie oschła. W końcu się zatrzymaliśmy, ale zamiast do stajni, tak jak to bywa zwykle, wprowadzili nas do jakichś pudełek. Nie wiem co się działo później, ale w pewnym momencie poczułam uderzenie od spodu. Przeraziłam się i próbowałam uciec. No i udało mi się. W zasadzie nie tylko mi, ale też Hannibalowi - tutaj zatrzymałam się na chwilę i odetchnęłam, wiedząc, że zbliża się najgorsze. - Udało nam się uciec na zewnątrz. Krajobraz w ogóle nie przypominał tego, który znałam, ale wierzyłam, że damy radę. Biegliśmy przed siebie, gdy nagle zauważyły nas drapieżniki. Zaczęły nas gonić i Hannibal... - głos zaczął mi się łamać. - On został. Wiedział, że jest szybszy i silniejszy ode mnie i że gdy nie zrezygnuje z ucieczki, to ja zginę. Walczył z nimi, a ja widziałam, jak umiera. Za mnie. Ten sam egoistyczny ogier, dla którego liczyło się tylko własne dobro. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało - westchnęłam. - Cały czas nie wiem czemu to zrobił. Przecież nigdy nawet nie spojrzałam się na niego bez wrogości - przerwałam. Myślałam, że znowu nie dam rady, jak wtedy, gdy mówiłam to przed wszystkimi, ale teraz było inaczej. Może i nie byłam szczęśliwa, ale wygadanie się komuś dobrze mi zrobiło. - Dziękuję, że mnie posłuchałeś - powiedziałam z wdzięcznością.
<Noctem?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!