Strony

17.12.2019

Od Shantsai do Moa „On...”

-Ja...-zaczęłam niepewnie, obrzucając najbliższego towarzysza błagalnym spojrzeniem- Powtórzysz może?- zapytałam, a w oczach klaczki pojawiła się kolejna iskierka entuzjazmu przed kolejną przemową.
-Jestem Moa, a to Skires- uśmiechnęła się, pokazując łbem w kierunku smolistego ogierka- Nie wiemy w co się pobawić- westchnęła, obdarzając mnie smutnym spojrzeniem- Może możesz nam wybrać jakąś rewelacyjną zabawę? A tak w ogóle, jak się nazywasz?
-Mmm... berek?- zapytałam, ponieważ nic innego nie przyszło mi na myśl- I...
-W takim razie miło Cię poznać Berku- wszedł mi w słowo Skires.
....Skip Time- Czasy nastoletnie....
-W takim razie ...-rozpoczął Lumino, uśmiechając się tajemniczo i czujnie obserwując nasze niewielkie grono. Zawstydzona tym, że przyjemne dreszcze zaczęły muskać moje plecy, odwróciłam łeb i zacisnęłam zęby-... najciekawsze treningi macie za sobą. Któż nie lubił uczyć się dobrych manier? Teraz została wam tylko ta bolesna i jakże nieprzydatna walka, ale myślę, że dla was mogę zrobić wyjątek i wrócić do poprzedniego etapu-uciął, czekając na naszą reakcję, lecz ja byłam skupiona na chłonięciu szczegółów jego pyska i delektowaniu się błyskotliwością i dojrzałością tego osobnika. Był do bólu męski i zdawało się, że przyjemność sprawia mi każda jego wada, ponieważ z każdą skazą stawał się coraz bardziej namacalny i równy nam. Posłałam w jego kierunku nieśmiały uśmiech, a kiedy zauważyłam, że go odwzajemnił, lekko się speszyłam. Im mniej dostępny był koń, którego w głowie podciągałam na status przyjaciela, tym bardziej odczuwałam wcześniej wspomniane objawy.
-Nieee- usłyszałam ryk młodzieży, jednak na pyskach wszystkich zgromadzonych widniał serdeczny uśmiech. Niechętnie dołączyłam się do nich i teraz również szczerzyłam zęby do naszego nauczyciela. Mój wzrok wyrażał wdzięczność do Lumina, ponieważ ostatni rok bez niego nie byłby taki wyjątkowy. Uwielbiałam jego osobowość i mimo wszystko traktowałam go jako serdecznego przyjaciela. Od początku dzieciństwa z każdą wartościowszą osobą przeżywałam to samo i choć wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić, to wiedziałam, iż to nie jest miłość. Nie była tym pięknym uczuciem, wiosennym roztargnieniem, słodyczą życia... To było coś innego. Mijało do paręnastu miesięcy i utwierdzało mnie w przekonaniu, że mój umysł jest najdziwniejszym znanym mi miejscem na ziemi. A ja byłam... cóż. Niewyżytym kawałkiem konia, który zamiast dorastać jak inni rówieśnicy, wybrał własną drogę. Czy piękną i wieczną młodość? Czy najlepszą drogę z możliwych...? Czas pokaże.
<Moa? Chciałam nie umrzeć, okey? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!