Od rana czuć było napięcie, narastające z każdą chwilą. Do Mivany bez kija lepiej było nie podchodzić. Mimo że instynkt stanowczo nakazywał mi uspokoić się i zaufać matce naturze która obdarzyła wszystkie klacze macierzyńskim zmysłem, w chwili kiedy partnerka zniknęła z zasięgu mojego wzroku, wątpliwości osiągnęły punkt kulminacyjny. Za wszelką cenę powstrzymywałem się od głupiego ruchu jakim było jej odszukanie. Prawdopodobnie nie uwolniłoby mnie to od nieprzyjemnych emocji, a jedynie je nasiliło. Przed oczami przelatywały mi setki katastrofalnych wizji. Mogą ją nagle opuścić siły i nie poradzi sobie z parciem. Źrebię może być nieprawidłowo ustawione. Albo zaplącze się w pępowinę i się udusi. Mogą się też pojawić drapieżniki, matka i młode to łatwy kąsek. Bardzo łatwy. Paradoksalnie z każdą sceną moje obawy i stres coraz bardziej ustępowały miejsca zobojętnieniu i cierpliwemu oczekiwaniu, a nawet wyobrażeniom dotyczącym samego źrebięcia. Powtarzałem jedynie w myślach: Dasz radę. Dasz radę. Dasz radę.
Przeżuwałem roślinność, rozglądając się jednak uważnie. Wtedy zauważyłem dwie sylwetki wyłaniające się z lasu. Bez wahania ruszyłem w ich stronę, nie mogąc się doczekać spotkania. Serce biło mi jak oszalałe. U boku szczęśliwej matki stąpał pokracznie, ale pewnie, piękny, rosły, myszaty...klaczka. Ona. Przez moment miałem wrażenie, jakbym dostał z liścia. Zwolniłem nieco kroku, przyjrzałem się jeszcze raz. Tak, to była przewspaniała klaczka, jak na córkę pary królewskiej przystało.
Wbrew woli poczułem na dnie duszy ziarnko rozczarowania. Gdzie podział się mój syn? Gdzie dziedzic majestatu Klanu Mroźnej Duszy? Szczerze mówiąc, nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogłoby być inaczej. A jednak nie chował się za drzewami, by wyskoczyć z bojowym okrzykiem, szedł właśnie ku mnie, śmiejąc się radośnie i plącząc nogi. To przecież takie proste: dobry władca, jego kochana małżonka i zdolny syn. Dlaczego życie musi wszystko komplikować?
Ten smutek został szybko zagłuszony przez falę szczęścia. W końcu to było moje dziecko, nasza latorośl, światło życia. Po chwili szoku na moim pysku pojawił się szeroki uśmiech. Spojrzałem prosto w zmęczone, ale pełne radości i miłości oczy Mivany. Zetknąłem jej wargi z moimi, pragnąc wyrazić w ten sposób gorące uczucie. Pozwoliła mi na to, ale kiedy postanowiłem podejść do córki, spotkałem się z ostrzegawczym kwiknięciem. Cofnąłem się gwałtownie kilka kroków, unikając zębów partnerki. Ochłonąłem nieco, po czym zapytałem pokornie, jakbyśmy widzieli się pierwszy raz:
— Czy mógłbym...się przywitać?
<Mivana? Nie do końca mi się podoba, ale norma chyba wyrobiona xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!