-Lendo,
ja...- skierowałam łeb ku ziemi, jakby szukając w niej odpowiedzi na
swoje wszystkie pytania. W końcu to jedyna matka, która może udźwignąć
ciężar moich kopyt, póki nie oddadzą się w jej objęcia w procesie
rozkładu. Poczułam, jak jego pazury delikatnie opierają się o mój
grzbiet. Świadomość, iż mam go w pobliżu, dawała mi swego rodzaju ułamek
ulgi.
-Nie musisz nic mówić- starał się skrzeczeć, najciszej jak potrafił. Kiedyś odrzekłabym, że to urocze.- Zaprowadzę Cię do Shiregta-
moje uszy uniosły się natychmiastowo, a mięśnie ponownie skamieniały,
jak gdyby ich jedynym sposobem na rozkosz było trwanie w bezruchu.
-Dlaczego?-
wszystkie moje myśli zaczęły się plątać, a ta ważyła się wyjść na
wierzch jako pierwsza do rozpoczęcia dokładniejszej dedukcji na swój
temat. Po chwili obdarzona uważnym spojrzeniem mojego błotniaka
stawowego zdałam sobie sprawę, że to słowo wypłynęło na wierzch,
opuszczając mój umysł i każdy przechodzący obok, a w szczególności Lendo
mógł usłyszeć moją wątpliwość.
-Przepraszam, zapomniałem, że to
nie jest odpowiedni medyk- poczułam, jak ptak omyłkowo muska głową moją
grzywę. W pierwszym odruchu wzdrygnęłam się, pozbywając się kłopotliwego
balastu. Przed oczami stanął mi kary ogier z rozkoszą wypisaną w
oczach, opierający się o nią bez umiaru. Wspomnienie było na tyle
napakowane negatywnymi emocjami, że czułam jakby się to działo w tym
momencie, dostając ponowny zastrzyk złego samopoczucia. Ciężko dysząc,
starałam się skupić i przeanalizować dalszą część jego wypowiedzi.
Medyk?
-To ja przepraszam, to wszystko jest takie dziwne-
spuściłam łeb, głośno wydychając powietrze. Zacisnęłam powieki,
zbierając się na odwagę, żeby zagadać właściwe pytanie- Dlaczego
chciałbyś... uprowadzić mnie do... medyka?- ostatnie słowo
wypowiedziałam niemalże płaczliwie, mając wrażenie, że to wróży zbyt
wiele dobrego.
-Dlatego, że...- widocznie starał się uważać na
słowa, a mi nie było dane nic więcej dodać na ten moment ze względu na
gulę zalegającą w gardle-... przyszła matka chyba powinna?
-Matka?-dopytałam
ostrożnie, powoli zdając sobie sprawę, jakie były konsekwencje działań
Tanga. Cały świat nagle stanął w miejscu, jakby już wszystko przestało
istnieć.- Nie ważne, już wiem- dodałam szybko, nie chcąc słyszeć tego
samego znów, tyle że wypowiedzianego.
................................................................................................................................................
-SKIP TIME:TERAZ, NIEDŁUGO PORÓD-
.................................................................................................................................
-Jak się czujesz?-zapytał, choć prócz zwykłej troskliwości, wyczułam przekorę w jego głosie.
-Bez obaw, nie musisz mi molestowa... ekhem
głaskać brzucha- spojrzałam na niego znaczącym wzrokiem. W ostatnich
miesiącach wiele się mi przysłużył, również oferując i takie usługi.
Razem płakaliśmy na widok ciemnozielonych źdźbeł trawy, pocieszaliśmy
się, że będzie dobrze, staraliśmy się zapamiętać nad moimi koszmarami i
wspomnieniami, nawet starał się symulować wzdęcia. To ostatnie było dla
mnie dość wstydliwe, aż w końcu przestało mi to zupełnie przeszkadzać i
zaczęło nawet pełnić funkcję rozrywkową. Chwilami odpoczynku były dla
niego tylko te, w których ja sama zapominałam, że jestem w ciąży.
Przeczucie jednak mi mówiło, że źrebak nie da mi tak szybko zapomnieć o
tym, że jestem świeżo upieczoną matką.
-Widzę, że ostatnio masz coraz więcej dystansu do całej sprawy. Inspirujące- uśmiechnął się, tym samym podnosząc mnie na duchu.
-Jakby nie patrzeć, jestem na to skazana- zaśmiałam się gorzko, przy tym energicznie potrząsając głową.
-Nie
martw się, będziemy dobrymi rodzicami. To znaczy- będzie dobrze- zgasił
ostatnie promyki niemego smutku w moich oczach, a zamiast tego zasiał
ziarno nadziei. Bo cóż mi więcej pozostało niż jej się kurczowo trzymać?
<Nic?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!