Strony

3.06.2019

Od Risy do Cardinaniego "Nie daj nic po sobie poznać przed tym zboczeńcem"

Co. To. Miało. Być. Nie zdążyłam jeszcze właściwie sama ogarnąć, w czym właśnie wzięłam udział, kiedy do naszej dwójki podeszła moja siostra. Zamieszanie wokół nas starałam się zignorować, mimo że nieźle mnie to wszystko zirytowało. Jednak co miała do powiedzenia Vir? Ona najpierw posłała mi krytyczne spojrzenie, potem popatrzyła na Cardinaniego, aż w końcu jej wzrok powędrował znowu w moją stronę.
-Nie wiedziałam, że między wami coś jest...-zaczęła cicho. Mimo że ton jej głosu mógł zdradzać niepewność, ja doskonale słyszałam w nim jeszcze cień wyrzutu. Najpierw ten ogier robi i pewnie jeszcze wyobraża sobie nie wiadomo co, potem pół klanu bierze to na serio, a teraz nawet moja siostra?!-pomyślałam wściekła.
-Między nami nic nie jest i nigdy nie będzie!-wyparowałam, po czym, nie zwracając uwagi na nic innego, odwróciłam się i pogalopowałam jak najdalej od tej zbieraniny głupich koni.
~*~
Drzewo poddało się. Mogłam usłyszeć trzask, a potem powoli zniżyło się ono do ziemi, aż w końcu na nią upadło. Jak na razie to było już trzecie. Byłam taka wściekła, tak nabuzowana, że mogłabym rozwalić wszystkich, zwłaszcza tego ogiera, ale nie mogłam, więc poprzestałam jedynie na kopaniu pomniejszych drzew, które byłam w stanie zniszczyć. Właśnie tego w tamtej chwili najbardziej pragnęłam. Zniszczyć coś, cokolwiek. Obejrzałam się, aby wybrać sobie kolejną ofiarę. Jak na złość, nic więcej nie znajdowało się w zasięgu mojego wzroku. 
-Drzemię w tobie prawdziwie niszczycielska siła-usłyszałam za sobą znienawidzony głos.
-Po coś tu za mną przylazł?-spytałam, odwracając się.
-Za tobą? Nie uważasz, że za bardzo sobie pochlebiasz? Po co miałbym tu przychodzić akurat z twojego powodu? Może po prostu wybrałem się na spacer?-odparł ogier.
-Tak, jasne, uważaj bo ci jeszcze uwierzę-powiedziałam.
-Ale tak własnie jest-Cardinano dalej obstawał przy swoim.
-Jaaasne, tak samo prawdą jest to, że konie chodzą na dwóch nogach, jak ludzie-odparłam.
-Chodzić może nie chodzą, ale stanąć na dwóch potrafią. Więc to prawie prawda-zauważył ogier.
-A osioł to prawie koń-odparłam. Cardinano zaśmiał się, czym jeszcze bardziej mnie rozzłościł. Teraz jednak początkowa, nieokiełznana, dzika złość zmieniła się. Byłam wściekła, ale już spokojniejsza. Nie chciałam dać się sprowokować. Pragnęłam pokazać, że jestem ponad nimi. I to wysoko. Zaczęłam się więc oddalać.
-Dokąd idziesz?-spytał ogier, kiedy przestał się śmiać i, najwyraźniej, odzyskał zainteresowanie moją osobą.
-A po co ci to wiedzieć? Na pewno w innym kierunku niż ty-odparłam. Po chwili Cardinano także ruszył i przeszedł za mną kilka kroków. Westchnęłam z irytacją.-Co ty robisz?-spytałam, odwracając się w jego stronę.
-Ojej, czyżbyśmy jednak szli w tym samym kierunku? To oznacza, że...się myliłaś?! O nie, i co teraz?! Czyli jednak nie jesteś nieomylna? Będziesz jeszcze w stanie funkcjonować po odkryciu tego faktu?-ogier udawał, że przesadnie się tym wszystkim przejmuje. Spokojnie Risa, tylko spokojnie. Jeszcze będziesz miała odpowiednią okazję, żeby wyrwać mu ten długi jęzor i wepchnąć na tyle głęboko do gardła, że się nim udławi-pocieszałam samą siebie w myślach.
-Więc może to ja zapytam, dokąd ty idziesz?
-A po co ci to wiedzieć?-spytał ogier.
-Chcę mieć pewność, że nie będę musiała znosić towarzystwa starego, obleśnego, zboczonego ogiera-odparłam.
-A to możesz być spokojna, jeśli takowy się gdzieś pojawi, obronię cię przed nim-powiedział Cardinano.
-A jak będzie bardzo groźny i nachalny będziesz nawet w stanie go zabić?-chciałam się upewnić.
-Kto wie...
-W takim razie wymyśl przynajmniej jakiś kreatywny sposób na popełnienie samobójstwa. Tak, żeby to było coś spektakularnego!-zawołałam. Tym razem ogier na chwilę zamilkł. Czyżbym w końcu choć na chwilę zapędziła go w kozi róg, jeśli idzie o nasza potyczkę?-Widzę, że mój towarzysz do iście ciekawej rozmowy gdzieś się zmył. Zatem żegnam-powiedziałam, po czym z dumą odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną do klanu. Dla mnie samej to ja byłam zwycięzcą tego słownego starcia, więc humor od razu mi się polepszył.
-To był koziorożec. To była jego wina-usłyszałam jeszcze za sobą.
-Chyba nie wzięło cię nagle na wyrzuty sumienia i nie zamierzasz tłumaczyć się z molestowania nieletniej, i to w dodatku w tak marny sposób?-spytałam jeszcze na odchodnym, choć doskonale wiedziałam, że to faktycznie była wina tego zwierzęcia.
~Kiedy Risa (w końcu) dorosła~
Starałam się ukryć swoje rozemocjonowanie. Virginia wyraźnie podkreślała to kilka razy. Musiałam stwarzać pozory. Musiałam być cicho. Musiałam być jak inni, a jednocześnie korzystać z tej łaski, którą otrzymałam. Jako jedna z nielicznych, zostałam w porę oświecona i mogłam teraz wszystko właściwie zrozumieć. Virginia faktycznie od zawsze była inna... mądrzejsza, sprytniejsza... A ostatnio to już w ogóle... Mimo że jej zachowanie pozostało bez zarzutu, sama, jako jej siostra i najbliższa przyjaciółka, poczułam, że coś się zmieniło. I, jak widać, miałam rację. Tak strasznie chciałam dowiedzieć się jeszcze więcej! Zrobić coś dla całej tej sprawy! Pomóc w czymś! Wiedziałam jednak, że największą pomocą i zasługą będzie po prostu wypełnianie rozkazów, dlatego właśnie nie mogłam dać po sobie poznać, że cokolwiek wiem. Że w ogóle istnieje jakaś frakcja. Ale będą wszyscy zaskoczeni i przerażeni, jak wszystko się wyda! A Virginia już na pewno się postara, żeby wszystko poszło doskonale i w całości po jej myśli. Wygramy to, spełnimy nasze cele, tylko nie możemy pozwolić, żeby ktokolwiek to przewidział.
-Nie chciałem wierzyć własnym oczom! Czy to nie moja ulubiona nastolatka z burzą hormonów, wiecznie o wszystko wszczynająca awantury?-słysząc znienacka głos ogiera, niemal podskoczyłam. Nie uszło to jego uwadze.-Coś ty taka spięta?-dodał, przypatrując mi się podejrzliwie. Zrozumiałam, że muszę natychmiast wziąć się w garść.
-Proszę, proszę, czy to nie mój zdecydowanie nie ulubiony, stary, zboczony, obleśny ogier?-spytałam.-Poza tym, nie jestem już taką gówniarą jak wcześniej, stary napaleńcu-dodałam, po czym posłałam ogierowi przyjazny, ale fałszywy uśmiech.
<Karny? Wybacz, że tyle musiałeś czekać. I że Risa tak po tb jeździ, ale nie martw się...będzie pewnie już tylko gorzej XD>

2 komentarze:

  1. Mivana: Carni to taki ciekawy osobnik. Mądry i wychowany, zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia, świetny towarzysz.

    Risa: Stary, obleśny zboczeniec!

    OdpowiedzUsuń

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!