Strony

1.05.2019

Od Shiregt'a do Rose ,,Matka-cień"

Pożegnałem się z Miką po krótkiej pogawędce, oscylującej głównie wokół broni i procesu jej wytwarzania, po czym odwróciłem głowę na prawo dla rozprostowania zesztywniałej szyi, i od razu zauważyłem kolejną parę koni zmierzającą w moją stronę. Tym razem była to Rose z zaadoptowanym niedawno źrebięciem. Wypadło mi z głowy jego imię. Z bliska widziałem je do tej pory tylko raz, kiedy akurat spało, a nowa opiekunka ogierka przyprowadziła mnie w celu zapytania o pozwolenie na przyłączenie maleństwa do klanu. Nie miał więcej niż kilka tygodni, wychudzony, gniadej maści z nielicznymi kępkami siwej sierści. Wyróżniał się dość na tle innych źrebaków. Rose przedstawiła mi Takhala, uśmiechając się porozumiewawczo.
— Cześć mały, ja jestem Shiregt. - odparłem przyjaźnie. W oczach młodego widziałem szacunek i ekscytację. Jako źrebię chyba tak samo patrzyłem na mojego ojca, gdy przemawiał do tłumu. A teraz...to ja zająłem jego miejsce. Dziwne uczucie.
— Jesteś władcą klanu, prawda? - spytał.
— Tak.
— Więc wiesz, gdzie jest moja mama. - rzekł ogierek radośnie, machając ogonem. Przyznam, że zaskoczyła mnie nieco jego odpowiedź.
— Ach. A kim jest twoja mama? - zadałem pytanie, wypatrując na pysku znajomej jakichś wskazówek, jednak była równie zaskoczona, co ja.
— Nazywa się Tenebris. Jest mniej więcej pana wzrostu, karo-srokata, więc łatwo ją poznać. - oznajmił z uśmiechem. W tym momencie nie byłbym taki pewien...Całe szczęście, na tym nie skończył. - Zanim znalazła mnie Rose, opiekował się mną Lethem. On jest kary, wędruje ciągle po świecie. Opatrzył mi ranę - wskazał na dobrze widoczną bliznę przy gardle - i czuwał przez parę dni, lecz potem musiał ruszać dalej. Szedłem za nim, ale się zgubiłem. I wtedy mnie znalazłaś. - uśmiechnął się do klaczy. Zapadło chwilowe milczenie, podczas którego próbowałem poukładać sobie to wszystko w głowie. Tenebris. Karo-srokata klacz, nie Vayola, nie Virginia, nie Risa. Nic mi to nie mówiło. Lethem. Również zero poszlak.
— A co było przedtem? - dopytywałem.
— Hm...cóż...nie pamiętam. Właściwie pamiętam tylko, że szedłem z mamą przez tłum do pary królewskiej, a później poczułem tutaj piekący ból i zapadła ciemność. Dalszą historię już znacie. - znów wskazał na bliznę.
— Och, to chyba nie za ciekawe wspomnienia. - źrebak pokiwał powoli głową. - Nie przypominam sobie nikogo pokroju twojej mamy...bo należy do klanu, prawda?...ale obiecuję ci, że wytężę całą swą pamięć i kończyny, jeżeli będzie trzeba, żeby ją odnaleźć. Zgoda?
— Przysięgasz na swój ogon? - spytał z nadzieją Takhal.
— E...przysięgam. - zaśmiałem się krótko. - Patrz, idzie twoja koleżanka. - Naero zabrała ze sobą gniadosza. Oboje z Rose spojrzeliśmy po sobie znacząco.
<Rose?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!