Postanowiłem się pobawić z ledwo co umiejącym poruszać się szkrabem dla Mivany. Ostatnio coraz bardziej upierała się, bym lgnął do towarzystwa. Zapewne dla nieznających jej do końca wzrok, który mi przesłała, gdy odchodziła, mógłby wyrażać coś w stylu "Co ja z tobą mam". Ja jednak rozpoznałem w jej oczach mieszankę zdziwienia, czujności i ulgi. Pobiegłem za Zee, co rusz wdychając ciężko w duchu. Nie przywykłem do zabaw, a tym bardziej nie z tak młodymi latoroślami. Po chwili zwolniłem kroku, widząc, że źrebak maści cremello, właśnie złapał zająca. Znaczy... przewrócił się. Jeśli chciałem dogadać się ze szkrabem, musiałem na chwilę odrzucić od siebie wszystkie znane mi metafory i skupić się na paplaniu prostym językiem. W końcu Zee podniósł się i zadał pytanie, jakiego najbardziej się obawiałem.
-To w co się bawimy?-przy tym wyszczerzył zęby jakby dumny z jeszcze większego zbicia mnie z tropu.
-N-nie wiem-zacząłem niepewnie, po czym dodałem- Myślę, że jednak ty jesteś kreatywniejszy.
-A co to znaczy "kreatywniejszy"?- rozwarł szeroko tę swoją paszczękę.
-Pora umierać- pomyślałem i przekląłem siebie w myślach, że sam sobie zgotowałem taki los. Zawsze można by przypisywać to Mivanie, ale ja taki nie jestem.
-Bardziej pomysłowy...?- nie byłem pewny czy takie tłumaczenie wystarczyło.
-To może ...w chowanego?
-Przypomnisz mi na czym to polega?- zapytałem zaćmiony, a młodzik tylko zaczął się śmiać.
-Świetny dzień- pomyślałem- Już nigdy nie dam się namówić na nic Mivanie.
<Zee?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!