Przyglądałam się z zaciekawieniem, ale i uwagą, pracy koni. Nie do końca rozumiałam ich plan, ale liczyło się to, że zrobili odpowiednią pętlę, zrzucili ją Virginii tak, aby mogła ją na siebie nałożyć i jakoś wciągnęli ją z powrotem na górę. Było to jednak dość męczące zajęcie, nawet moja siostra wyglądała po tym wszystkim na zmęczoną, chociaż ona chyba akurat najmniej się przy tym napracowała... Podeszłam do niej, podczas gdy ona wyplątywała się z lian.
-Wracamy do klanu-powiedziała nagle Kasja. Virginia i ja spojrzałyśmy na nią zaskoczone.
-Dlaczego?-spytałam.
-I po co?-zapytała nieufnie moja siostra.
-Coś ci się mogło stać. Musi cię zobaczyć medyk, no i wasza mama też powinna się o tym wszystkim dowiedzieć-wyjaśniła Kasja.
-Ale mi nic nie jest, a mamie potem wszystko powiemy-odparła moja siostra.
-Wykluczone. Wracamy do klanu-odezwał się jeden z koni, które pomogły Virginii wydostać się z pułapki. Nasze protesty zdały się na nic. Musiałyśmy wrócić razem z nimi do klanu, mimo że mojej siostrze naprawdę nic się nie stało, nie licząc kilku zadrapań. Niestety nie było nawet mowy o cichym odłączeniu się od tej grupy, bo za naszą dwójką szła jeszcze Kasja, która zamykała nasz pochód. Po chwili jednak zrównała się z nami.
-Musisz iść do medyka, bo czasem nie wszystkie obrażenia widać od razu...bywa tak, że coś ci się stanie, a ty o tym nie wiesz nawet przez kilka tygodni albo nawet miesięcy-powiedziała klacz.
-Aha...to...bardzo ciekawe?-odparła bez entuzjazmu moja siostra. Mnie za to ten temat zainteresował.
-Ale jak to? Jak to możliwe?-spytałam, odwracając głowę w stronę klaczy.
-Możesz mieć uszkodzone nerwy i nic nie czuć albo po prostu z jakiegoś innego powodu twoja, dajmy na to, wewnętrzna rana cię nie boli, ale jest poważna. Może nawet zagraża życiu, a ty nawet o niej nie wiesz-wyjaśniła Kasja. Odwróciłam się i z przerażeniem popatrzyłam na swoją siostrę.
-Słyszysz?! Coś może zagrażać twojemu życiu, a ty nawet o tym nie wiesz!-zawołałam. Varginia przewróciła oczami.
-Tak, zaraz tutaj padnę i umrę-powiedziała, a po chwili przewróciła się i upadła.
-Żyjesz?!-zawołałam, doskakując do niej. Kasja także przystanęła i zaczęła się całej tej sytuacji przypatrywać.
-Żyję, tylko się potknęłam. Może rzeczywiście powinnam iść do jakiegoś medyka, bo robię się tak niezdarna jak Arrow-powiedziała moja siostra, po czym uśmiechnęła się. Odwzajemniłam uśmiech.
-Kim jest Arrow?-spytała Kasja.
-To nasz brat-odparłam.
-Który nie umie zbyt dobrze chodzić-dodała Virginia, po czym obie zaśmiałyśmy się.
-Co się dzieje?-spytał koń, do tej pory idący z przody. Zanim zorientowali się, że nasza trójka zatrzymała się, przeszli już kawałek i on musiał się do nas wrócić.
-Nic, tylko moja siostra robi z siebie ostatnią łamagę-wyjaśniłam.
-Ahaa...Ale czy możemy iść w takim razie dalej?-zapytał ogier.
-Myślę, że tak-powiedziała Kasja. Ruszyliśmy zatem w dalszą drogę powrotną, która upłynęła nam na tym samym, co do tej pory, czyli krótkich rozmowach. Jakież jednak było nasze zdziwienie, kiedy dotarliśmy na miejsce, gdzie powinien przebywać klan, a tam...nie było nikogo! Żadnego konia, nie licząc naszej grupy. Tylko gołe drzewa, warstwy mokrej brei, która kiedyś była puszystym, pięknym śniegiem i poza tym jedno wielkie NIC.
-Gdzie ich wszystkich wywiało?-spytała Kasja, podchodząc do ogiera, który szedł na czele naszego pochodu. W jej głosie słychać było lekki niepokój.
<Kasja? Luzik, ja czasem każę czekać komuś na odpis o wiele, wiele dłużej:D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!