-Wracam
do klanu- mruknęłam, czując mieszaninę niezidentyfikowanych uczuć, po
czym z bólem serca skierowałam się w stronę klanu. Nie chciałam tak
szybko kończyć tej rozmowy, a jednocześnie czułam, że zaraz się rozbiję
jeszcze bardziej i nie ma sensu dłużej tego ciągnąć.
Czy to koniec?
Jeszcze nie, a na pewno nie przyjaźni z nim. Pomimo tego poczułam się jak głupia nastolatka, a to za sprawą zwierzęcego instynktu każącego mi zniszczyć
Mivanę.
Nie wiem, od kiedy mam w sobie taką agresję.
Czy naprawdę moim czynem
zaraz po rozstaniu musi być zemsta na jego przyjaciółce? Przyjaciółce...
pieprzonej przyjaciółce. Nie poznając sama siebie, ruszyłam szybkim
galopem do stada, nie oglądając się za siebie. Nawet nie wiedziałam, w
którym momencie do tej czynności dołączył się szloch. Lendo, który
wcześniej mnie pozornie opuścił, już siedział mi na grzbiecie, znowu
boleśnie wbijając w niego pazury, lecz tym razem ból dawał mi ulgę,
sprawiał, iż mogę nie myśleć o
jednym-Shiregcie.
Skryłam się w pustej jaskini, którą ujrzałam, lecąc zagubiona do stada.
Nigdy wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi.
Czy teraz te małe samotne
szczegóły staną się moimi przyjaciółmi? Nie przesadzajmy. Chociaż pomimo
tego były bardzo podobne do mnie wtedy... Ciesząc się w duchu, iż choć
ja nie narzekam na samotność, położyłam się w jej rogu pogrążona w
myślach.
-Czy ja nie pomyliłem grup wiekowych?- nie dawał mi jeszcze bardziej użalać się nad sobą, za co w duchu mu dziękowałam.
-Masz...
rację. Moje zachowanie zdecydowanie odbiega od dorosłej postawy, ale
cóż poradzę- chyba tak mi pozostało żyć w swoim ciele do końca mych dni,
czyż nie?- odpowiedziałam mu po chwili ciszy.
-Nie zgodzę się-
droczył się ze mną, a ja coraz bardziej podziwiałam go za tą gotowość do
poprawienia mi humoru.
Jeszcze trochę i wygryzie mnie z miejsca
psychologa.
Nie odpowiedziałam mojemu towarzyszowi, do mojej jaskini wkroczył ogier.
-Rozumiem, że jutro nie bierzesz udziału w terapii tych źrebaków?-zapytał z troską.
-A kto powiedział, że nie?-wstałam na chwiejnych nogach.
-Może mówi o tym twój stan- uśmiechnął się lekko.
- Może? - złapałam go za słówka- Uwierz, nie ma nikogo, kto im zryje psychikę niż ja. Znaczy
się-odwzajemniłam jego wyraz pyska- Nie powiem-
wyleczy, parę miesięcy jeszcze nam zejdzie... Zawsze mogę być dobrym
przykładem klaczy, która wyczołgała się z dołka- poczułam, że
powiedziałam za dużo- Czyż nie?-sama nie wierzyłam w moje słowa.
<Shi? Ty może rozwiń ten dialog, a ja opiszę jak dręczyli oboje źrebaki XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!