Strony

9.12.2018

Od Vayoli "Rozwiązanie twoich problemów. Powrót egoistycznej duszy." Cz.I

Skończyłam właśnie krótką pogawędkę ze Spear'em. Potem okrężną drogą skierowałam się w stronę klanu. Myślałam głównie nad tym, jak poradzić sobie z innym problemem, który, ku mojej rozpaczy, stał się niezwykle realny. Mianowicie, ja naprawdę jednak byłam w ciąży, w co przez bardzo długi czas nie chciałam wierzyć, ale nie można bez końca zaprzeczać faktom. Ludzie swoimi głupimi eksperymentami zupełnie popsuli mi szyki. Nie miałam teraz ani ochoty, ani czasu na zabawę w mamę, a i jeszcze musiałam jakoś wytłumaczyć fakt posiadania źrebaka. Mogłabym powiedzieć, że go adoptowałam, ale, jeśli będzie ono do mnie niesamowicie podobne? Zresztą, kogo jak nie mnie ma przypominać, skoro ojca nie ma? Dlatego właśnie miałam poważny problem.
-Myślę, że znalazłabym jakieś rozwiązanie-usłyszałam czyjś głos. Rozejrzałam się niespokojnie wokoło. Na kogo miałabym trafić w lesie w środku nocy? I czy ta osoba jest dla mnie niebezpieczna? Mogła widzieć jak rozmawiam ze Spear'em-pomyślałam zaniepokojona.
-Nie miej obaw. Nie interesują mnie stosunki między wami. Ten ogier i twoja frakcja są dla mnie niczym. Chcę czegoś innego-powiedział, a raczej powiedziała nieznana mi osoba. Po chwili ją ujrzałam. Pojawiła się tuż przede mną. Była to klacz o wręcz nienaturalnie białej maści i grzywie. Dodatkowo biło od niej dziwne światło.
-Kim jesteś?-zapytałam. Wiedziałam przy tym, że muszę się mieć na baczności.
-Za życia nazywali mnie Naavirą. Teraz jestem jedynie pokutującą duszą-odparła klacz.
-O czym ty mówisz?-nie kryłam swojego zdziwienia. Koń zaśmiał się lekko i dźwięcznie. Był to dziwny śmiech, ale nie da się opisać, co w nim było nie tak.
-Wybacz, za pewna sama zareagowałabym za życia podobnie. Możesz mi wierzyć lub nie, ale przybyłam tutaj z Krainy Zmarłych-powiedziała Naavira.
-Z Krainy Zmarłych?-powtórzyłam za nią.
-Dokładnie-odparła, po czym uśmiechnęła się wyniośle.
-Po co?-spytałam.
-Nie dziwi cię, że wygaduję takie rzeczy?-zdziwiła się klacz.
-Jak zdążyłam zauważyć, odgadujesz moje myśli, wyglądasz jak zjawa i już trzy razy przyznałaś mi się do tego, że nie żyjesz. Nie mówię, że ci wierzę, ale wiem, że na pewno nie jesteś zwykłym koniem-powiedziałam.
-Jesteś nawet bardziej spostrzegawcza, niż myślałam-odparła Naavira, po czym uśmiechnęła się.
-Zatem czego ode mnie chcesz?-zapytałam.
-Powiedzmy, że zamierzam ci wyświadczyć przysługę-odparła tajemniczym głosem moja rozmówczyni.
-Jaką przysługę?-zdziwiłam się, ale pozostałam czujna.
-Masz problemy. Ułożyłaś wielkie plany, ale trudno ci je spełnić. A teraz jeszcze jesteś w stanie błogosławionym. Nie masz lekko, ale ja mogę ci pomóc-powiedziała klacz.
-Jak? I przede wszystkim dlaczego chcesz to zrobić?-zapytałam.
-Mym głównym grzechem był i jest egoizm. Nie liczy się dla mnie nikt oprócz mnie. Byłam jedyną córką pary rządzącej pewnym nieistniejącym już klanem. Rodzice chcieli szybko znaleźć dla mnie partnera, gdyż ja sama nie miałam prawa przejąć po nich władzy. Mi jednak nie w głowie było szukanie miłości. Liczyłam się tylko ja i ja, bo tego właśnie nauczyli mnie rodzice-odparła Naavira.
-Zatem dlaczego zamierzasz mi pomóc?-zapytałam.
-Bo dzięki temu sama zyskam o wiele więcej niż ty. Żebyś mnie tylko źle nie zrozumiała. Ja rozwiążę twoje problemy, a w zamian po prostu odniosę dużo korzyści-wyjaśniła zjawa. W tej samej chwili usłyszałam czyjeś kroki. Zaczęłam się z niepokojem rozglądać na boki.
-Ktoś tu idzie-szepnęłam ze złością, chociaż sama nie wiedziałam, czy powiedziałam to bardziej do Naaviry czy do siebie.
-Wiem to. Dlatego powinnaś już wracać. Zjaw się jutro o północy, w miejscu, gdzie świecą dwa księżyce, spoglądając każdy w drugiego oblicze-powiedziała klacz, po czym zaśmiała się i zniknęła. Ja zaś jak najszybciej zawróciłam w stronę klanu, z dala od źródła wydawanego przez zbliżającą się osobę dźwięku. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie nakrył. Jednocześnie zaś byłam wściekła z kilku powodów. Denerwowało mnie, że ktoś przerwał moją rozmowę z rzekomym duchem, że owa zjawa tak łatwo odgadła wszystkie moje myśli i zamiary, że zachowywała się tak...tak...swobodnie, a przez to wręcz bezczelnie! Jakbym była dla niej nikim! Najbardziej zaś wkurzało mnie to, iż dobrze wiedziałam, że pójdę na to spotkanie. O ile wcześniej rozszyfruję tę głupią zagadkę, gdzie mam się dokładnie zjawić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!