Cierpliwie odpowiadałem na pytania małej, dążąc jednak wytrwale do odwrotnej sytuacji. Jak na razie z opowieści klaczki w mojej wyobraźni powstał obraz czteroosobowej rodziny, ojca, matki i dwójki źrebiąt, chyba najbardziej prawdopodobny. W takiej liczbie nie mogli stanowić zagrożenia, bardziej ciekawiły mnie teraz szczegóły. Może przybyli tu gdzieś z odległej części kraju, a nawet ziemi? Z drugiej strony patrząc na rysy jej pyska miałem jakieś niejasne, instynktowne przeczucie, że skądś je znam...Obrazy dzieciństwa...
— Nie, całe szczęście, nigdy nie jestem sam. - odpowiedziałem dość tajemniczo z uśmiechem. - A ty? Masz jakieś rodzeństwo? - dodałem przyjaźnie, chcąc zrobić lepsze wrażenie, zanim przejdziemy do konkretów.
— Oczywiście. Siostrę i brata. - oznajmiła nieco niechętnie.
— To tak jak ja - moi to Dante i Miriada. A twoi? - odparłem radośnie, co ponownie trochę udobruchało rozmówczynię.
— Risa...i Arrow. - drugie imię wyraźnie nie przypadło jej do gustu, a raczej jego właściciel. Zapadła chwila milczenia wypełniona długim podmuchem wiatru, rozwiewającym moją grzywę i potrząsający lekko fryzurą młodej nieznajomej.
— Wiesz, naprawdę z miłą chęcią poznałbym resztę twojej rodziny. No i twoja mama mogłaby się zacząć martwić, że tak długo nie ma cię w polu widzenia. - rzekłem, przenosząc spojrzenie na znajdującą się za nami dziką przestrzeń. Virginia wahała się dłuższy moment, po czym pokiwała powoli głową. Zawróciła i zaczęła kłusem podążać w bliżej nieokreślonym kierunku. Weszliśmy w las. Z początku trzymałem się trochę z tyłu. W chwili, gdy chciałem podbiec do klaczki i wznowić dialog, gdzieś blisko rozległ się pełen oburzenia i zdenerwowania krzyk o wyraźnym, żeńskim zabarwieniu:
— VIRGINIA! - młoda natychmiast stanęła, przypadając nieco do ziemi. Zaskoczony, przyjąłem postawę obronną i spojrzałem w tamtym kierunku. Ku nam przez krzaki przedzierała się Vayola, lecz zaraz zatrzymała się, z jeszcze większym zdziwieniem przenosząc wzrok na mnie. Uśmiechnąłem się porozumiewawczo i trąciłem źrebię, dziwnie onieśmielone, by ruszyło za mną. Podszedłem do członkini mojego klanu.
— Shiregt... - zaczęła pierwsza.
<Vayola? Wtopa. XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!