Strony

28.12.2018

Od Miriady do Etsiina ,,Tak robią przyjaciele"

Opierając się bokiem o pień modrzewia, przekopywałam grubą warstwę puchu w poszukiwaniu jedzenia, trochę od niechcenia, bowiem znalezienie każdej porcji kosztowało mnie nieproporcjonalnie więcej wysiłku do ilości roślinności. W dodatku nie była ona najwyższej jakości. Wprawdzie drzewa oferowały całkiem niezłe kawałki kory i igieł, ale wszystko to przejadło mi się od rana. Było to mimo wszystko jedyne, co zimowy świat miał mi w tej chwili do zaoferowania. W końcu wypełniłam żołądek na tyle, że zrezygnowałam z dalszego rycia i położyłam się na miękkiej, sypkiej śnieżnej pokrywie, wzdychając i z ulgą odciążając nogi. Wciąż dawało mi się we znaki wyczerpanie wczorajszą nocną przygodą, nie tylko fizyczne...
Przede mną rozciągał się krajobraz jeziora Uws, bezkresne stepy poprzecinane zdradliwymi bagnami, nieliczne kawałki stabilnego, piaszczystego brzegu i niekończąca się, kołysząca się sennie w bezbarwnym o tej porze roku świetle słońca tafla. Wbiłam wzrok w jeden punkt na horyzoncie i pogrążyłam w rozmyślaniach. Larens pewnie flirtuje już ze śmiercią...albo naprawdę szuka swojej partnerki. Ostatecznie ją znajdzie...Czyżbym jej źle życzyła? - parsknęłam krótko. Pomyśleć, że to my pomogliśmy mu dostać się do domu, i wszystko pozostanie na zawsze w tajemnicy - jakby się tak dobrze zastanowić, kto by uwierzył?
Ocknęłam się, słysząc skrzypienie śniegu pod czyimiś kopytami. Obejrzałam się za siebie. Etsiin stanął niedaleko mnie tak, by móc swobodnie się do mnie odzywać. Milczał przez dłuższy czas. Sądziłam już, że skończy się po prostu na wspólnym kawałku ciszy na ziemi, a jednak ogier odezwał się krótko:
— Wieje nudą. - westchnął, po czym zaczął grzebać w śniegu. Podniosłam na niego zdziwione, pozornie lekko oburzone spojrzenie.
— Wczorajsza noc też? - odparłam, przekrzywiając głowę.
— Właśnie o to chodzi. - oznajmił koń. - Po tych wrażeniach, jakie mi los zafundował, wszystko jest takie nudne...Ale nie, chyba nie chciałbym przeżyć jeszcze raz dokładnie tego samego. A ty? - zaśmialiśmy się krótko. Tymczasem przeniosłam mimowolnie wzrok na jego prawe oko. Było jakieś dziwnie mętne, z ledwo widoczną tęczówką. Od początku mnie ciekawiło, a teraz przypomniała mi się chwila zdobycia kryształu.
— Twoje prawe oko... - zaczęłam, lecz nie potrzebowałam dodawać niczego więcej:
— Ach, to. Jest ślepe, widzę tylko na lewe. - odpowiedział wymijająco ogier.
— Tam, w korytarzu, mówiłeś, że widzisz.
— Bo tak było naprawdę. Też byłem zaskoczony. Szkoda, że nie zostało na zawsze. - zapadło długie milczenie. Oboje zapatrzyliśmy się na rozciągający się przed nami krajobraz. W pewnym momencie Etsiin odchrząknął i rzekł z nutką radości:
— Co powiesz na mały spacer? Tam, na stepie, jest też sporo wolnej przestrzeni i śniegu...
— Dlaczego? - spytałam. Nie wytrzymałam.
— Hę?
— Jest tyle chętnych koni wokoło, które mają przerwę w swoich obowiązkach, i w ogóle... - westchnęłam bezradnie. Miałam to na końcu języka.
— Tak robią przyjaciele, nie? To znaczy, dobrzy znajomi... - próbował poprawić się koń.
Jesteśmy przyjaciółmi? Chyba za dużo powiedziane. Przyjaciel to najlepszy znajomy, ktoś z zewnątrz, kto staje się małym światełkiem wśród zawiłych dróg życia. Ktoś, kogo się lubi. - ponownie skierowałam wzrok na sylwetkę Etsiina. - ...Lubię tego gościa. Nie z czystej życzliwości. W bardzo dużym uproszczeniu...chyba można to nazwać przyjaźnią. Nawet przyjemne słowo.
— Więc chodź, przyjacielu. - przerwałam mu, dźwigając się na nogi.
<Etsiin? Trochę...takie...no mam to na końcu języka. A raczej palca. U ręki. XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!