Poczułam strach, mimo, iż mi nic raczej nie zagrażało. Jednak przerażenie zdjęło mnie z nóg dopiero wtedy, gdy zauważyłam sylwetkę Shiregta galopującego już dość daleko. Wbita w ziemię, próbowałam wmówić sobie, że na dzisiaj już dość wrażeń, a ogierowi i tak bym nie pomogła. Coś jednak uparcie kazało mi za nim biec. Byłam dość szybka - to prawda. Ale odległość, jaka nas dzieliła była zbyt wielka, bym mogła go dogonić, zanim dotarł do rumowiska. Zwolniłam kroku i już po chwili jedynie żwawym krokiem zmierzałam w jego kierunku. I tak go nie dogonię, zmęczę się, a on zaraz zawróci - tłumaczyłam się sama przed sobą. Słyszałam kamienie turlające się po zboczu i prosząc o pomyślność gwiazd wodziłam wzrokiem za gniadoszem. Zatrzymał się przy czymś, co wydawało dość irytujące dźwięki. Shi, co ty robisz? Sprawdzaj szybko, cóż ty tam sprawdzasz i wracaj. Przyśpieszyłam ciekawa, z jakiego nadzwyczajnego powodu naraża on życie. Jak zwykle Avy nie było, gdy potrzebowałam jej sokolego wzroku. Byłam już u pierwszych głazów, gdy usłyszałam łomot dobiegający z góry i wstrząsający ziemią. Rzuciłam się w bezpieczne miejsce, poza zasięgiem lawiny. Rozejrzałam się. Młody władca wraz z jakimś roztrzęsionym, krzyczącym coś rogaczem stał kilkanaście kroków wyżej. To dla tego pokurcza byłeś w stanie oddać życie? Stado cię potrzebuje, koźlomóżdżku - beształam go bezgłośnie. Postanowiłam nie dzielić się z nim tymi przemyśleniami. Uważnie przyglądając się ostatnim opadającym kamykom, a kiedy utwierdziłam się w przekonaniu, że niebezpieczeństwo minęło, w podskokach dotarłam to rogato-kopytnej parki. Spojrzałam w pysk Shiregta i już wiedziałam, że nie powinnam się tam znaleźć.
- Chciałam sprawdzić, czy nic ci nie jest. Mogłoby być ze mną krucho, gdybym wróciła do stada bez władcy - szybko podałam mu jeden z powodów, na który wpadłam biegnąc tutaj.
Chyba nie był wciąż chętny do jakichkolwiek pogawędek ze mną, gdyż jedynie kiwnął głową, którą to zaraz zwrócił w kierunku koziorożca. Niziołek próbował cicho się wymknąć, a gdy zauważył nasze spojrzenia, jego rogi znalazły się zdecydowanie za blisko, jak na mój gust.
- Jak ty masz zamiar wrócić do domu? - gniadosz widocznie tracił już nerwy do tego wszystkiego. Ludzie, lawina, teraz to małe coś - ja w tej sytuacji już dawno poszłabym zniszczyć cały las. Albo dwa.
Rogacz widocznie był rozdarty. Jego rozterki były po prostu wymalowane na pysku. Cofnął się o kilka kroków, ni to chcąc się wspiąć, ni to chcąc wziąć rozbieg.
Westchnęłam cicho. Oj, to będzie długa droga. O ile w końcu ruszymy.
<Shiregt? Wiesz, nie morduj wszystkich od razu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!