Strony

12.11.2018

Od Mint do Wichra „Na pastwę losu”


-A ty gdzie się wybierasz, mały?- odpowiedziałam mu subtelnym uśmiechem, pozostając jednak trochę wstrząśniętą kwestią źrebaka, ale z zewnątrz wydając się odrobinę rozkojarzona. Powoli zatorowałam malcowi drogę i zaczęłam grzebać kopytem w ziemi.
- Nie chcę być na twojej łasce- odezwał się z ogromną powagą dość śmiesznie prezentującą się na tak małym i słodkim pyszczku- Jeszcze raz dziękuję- teraz już zrobił tak, jak zapowiedział, oddalił się od miejsca, w którym stałam. Na początku jeszcze miałam w planach go zatrzymywać, lecz szybko wybił mi ten pomysł z głowy dźwięk stukotu małych kopytek. Po jego słowach wywnioskowałam, że jest ambitny. Nie mam zamiaru przeszkadzać mu w osiąganiu celów. Nawet takich nietypowych... Przynajmniej póki nie próbuje przekroczyć pewnych granic, które w sumie dalej nie były dalej przeze do końca zatarte. Może kiedyś będę tego żałować, gdyż powoli jak też zaczęłam odchodzić od miejsca spotkania, zostawiając malca na pastwę losu. Powoli dotarłam do reszty stada ze stojącym na jego czele Shiregtem. Minęłam go z uśmiechem i zaczęłam zajmować się moim towarzyszem. Jego „głos” wygrywał cudne, przynajmniej dla mojego ucha melodie. Poczułam delikatny powiew wiatru, zbawienie w ten upalny dzień. Udałam się do pięknego jeziora, gdzie pod w cieniu drzew zaczęłam odpoczywać.
-Niezbyt leniwie spędzasz ten dzień?-zagadnął mnie Lendo.
-Pod żadnym pozorem, odpoczynek to też obowiązek- odpowiedziałam z poważnym wyrazem pyska, po chwili jednak szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
-Ciekawe, od czego tak odpoczywasz- zaczął grzebać pazurem w piasku.
-Od samej siebie-przymknęłam  oczy i powtórzyłam sobie te słowa w myślach- Od samej siebie.
<Wicher? BARDZO przepraszam, że tak późno>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!