Strony

11.09.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Ostatni wróg, ostatni problem"

Wszędzie wokół było pełno ciał. Na szczęście żadne z nich nie należało do członka klanu. Medycy przybyli i zaczęli zajmować się rannymi, w tym Yatgaar. Miriada uwijała się przy swoich zadaniach jak nikt inny, Shiregt odszedł kawałek, aby wydać jakieś rozkazy.
-Albo tutaj jakoś posprzątamy, albo zmienimy miejsce postoju, albo poczekamy aż krew zwabi tutaj wilki czy inne drapieżniki-usłyszałem, jak mówi to do Mikada. Postanowiłem dać mu "wolne kopyto". W końcu jako władca nieraz będzie zmagał się z trudnymi sytuacjami. Wiedziałem jednak, że Shiregt ze wszystkim sobie poradzi, a w razie potrzeby zawsze starałem się być obok. Dante zniknął mi gdzieś z pola widzenia, ale miałem nadzieję, że nie robi niczego głupiego. W końcu jednak, zakończywszy swoje rozmyślania, przeniosłem wzrok na swoją partnerkę. Miriada właśnie skończyła ją opatrywać.
-To poważna rana, ale nie śmiertelna. Niestety nie mam przy sobie żadnych ziół, które mogłyby zrobić coś z bólem. Hadvegar albo Rose na pewno coś mają, zaraz ci przyniosę-powiedziała Miriada. Choć starała się, aby jej głos brzmiał twardo i pewnie, ja i tak wyczułem w nim utajony strach. Nic dziwnego, kto by się nie przejął, gdyby musiał opatrywać własną, poważnie zranioną matkę?
-Nie trzeba. Innym zioła na pewno przydadzą się bardziej-odparła Yatgaar, krzywiąc się lekko, prawdopodobnie z bólu.
-Wykluczone. Miriada, idź po zioła-powiedziałem. Spojrzenia moje i mojej córki na chwilę się spotkały, po czym klacz oddaliła się.
-Nie potrzebne mi są żadne lekarstwa-powiedziała Yatgaar, kiedy nasza córka się oddaliła.
-Potrzebne. Chociaż ty i tak byś temu zaprzeczała, nawet gdybyś wykrwawiała się na śmierć-odparłem, lekko się uśmiechając.
-Przecież nie wykrwawiam się na śmierć-powiedziała moja partnerka, odwzajemniając uśmiech. Dzięki tej dawce normalności mogłem zakopać swój strach o nią głęboko w podświadomości i skupić się na rozmowie z nią. Zwyczajniej rozmowie.
-Jak się czujesz?-zapytałem.
-Czuję się tak, jak wyglądam. Zaraz zacznę tańczyć-odparła z sarkazmem Yatgaar. Uśmiechnąłem się ponownie. Skoro moja partnerka miała siłę na złośliwości, znaczyło to, że nie było z nią aż tak źle. Po chwili wróciła do nas Miriada z naręczem ziół w pysku.
-Mam to wszystko zjeść?-spytała Yatgaar.
-Tak. A kiedy będzie ci zmieniany opatrunek, to dostaniesz jeszcze specjalną maść-odparła nasza córka. Moja partnerka westchnęła, po czym bez przekonania zaczęła jeść przyniesione przez Miriadę rośliny. Po chwili podszedł do nas Shiregt.
-Trzeba tutaj...wszystko załatwić-powiedziała Yatgaar, kiedy tylko go ujrzała. Prawdopodobnie jego osoba przypomniała jej, że jesteśmy na terenie, który obecnie jest pobojowiskiem.
-Nie martw się, matko, już prawie wszystkim się zająłem-odparł Shiregt. W tej samej chwili, jakby na zaprzeczenie jego słów, ktoś zawołał:
-Mamy tutaj jeńca!
Jak na rozkaz cała nasza trójka niemal w tym samym momencie odwróciła głowy, aby ujrzeć młodego renifera, prowadzonego w naszą stronę przez Kirka i Mikada.
<Yatgaar? Zabijamy czy oszczędzamy...?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!