Strony

8.07.2018

Od Khonkha do Yatgaar "Moralne dylematy"

Walka dobiegła końca. Klan Mroźnej Duszy ponownie odniósł zwycięstwo, a my mogliśmy się już nim spokojnie cieszyć. Może nie do końca "spokojnie", gdyż denerwujący był fakt, wraz z Yatgaar nigdzie nie widzieliśmy naszej ukochanej córki, Miriady. Pomyślałem jednak, że zapewne jest to wina zamieszania spowodowanego przez walkę i że już za chwilę klaczka gdzieś się znajdzie. Wtem moją uwagę przykuło coś innego. Moja partnerka z niezwykłą wręcz intensywnością wpatrywała się w jednego z członków klanu, Eragona. Kiedy podążyłem za jej spojrzeniem, zauważyłem, że ogier nie wyglądał najlepiej, choć to sformułowanie jest dość lekkim określeniem na jego faktyczny stan. Nagle Yatgaar ruszyła w stronę Eragona. Z jej sylwetki wprost emanowała stanowczość, jakby powzięła właśnie jakąś trudną decyzję.
-Yatgaar?-zapytałem, chcąc poznać jej zamiary. Zanim klacz podeszła do ogiera, skupiły się na nich spojrzenia kilku członków klanu. Wtem, nim ktokolwiek zdążył zareagować, klacz zatopiła swój miecz w piersi Eragona. Ogier niemal od razu osunął się na ziemię bez życia. W powietrzu zaległa nagła, niczym nieprzerwana cisza. Nawet nie interesowało mnie, co dzieje się dookoła. Spojrzałem na swoją partnerkę, gotów w każdej chwili dosłownie wybuchnąć. W duchu miałem jednak ogromną nadzieję, że Yatgaar miała poważny powód, aby dopuścić się tego, czego dokonała.
-Kiedyś mordowałam dla przyjemności. Teraz morduję, by chronić. Co jeszcze mam, twoim zdaniem, zrobić?-mruknęła zirytowana klacz. Chwilę zajęło mi, nim dotarło do mnie, co miała na myśli moja partnerka.
-To nazywasz ochroną?-syknąłem, zbliżając się do Yatgaar. Spojrzałem przy tym jeszcze na chwilę na Eragona, ale nie było wątpliwości, iż dla niego nie dało się już zrobić. Kto jak kto, ale ja doskonale wiedziałem, że Yatgaar nie ma w zwyczaj chybiać.
-Chyba lepiej poświęcić jedną osobę jeśli gwarantuje to przeżycie całej reszty?-spytała klacz, wycierając swój miecz o trawę.
-Ratujcie go!-zawołała Valentia, nim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć swojej partnerce. Rzuciłem jej więc tylko oburzone, wręcz wściekłe spojrzenie.
-Posłuchaj, Valentio...widzisz...on już nie żyje-powiedziałem spokojnym głosem, mając nadzieję, że uda mi się jakoś uspokoić klacz.
-Nie! To niemożliwe! Wezwijcie medyka! Ty nim nie jesteś, nie możesz być pewien takich rzeczy!-krzyczała Valentia.
-Sama wiesz, że to prawda. Przykro mi-odparłem. Klacz osunęła się na ziemię, cały czas łkając. Przez jakiś czas był to jedyny dźwięk, który przerywał ciszę.
-Czemu to zrobiłaś?! Morderczyni! Powinno się ciebie skazać!-zawołała Valentia po kilku minutach, kiedy już zdołała podnieść się z ziemi.
-On był chory. Stanowił zagrożenie dla członków klanu, a poza tym sam prędzej czy później by umarł-odparła oschłym głosem Yatgaar.
-Ale ja też miałam objawy choroby i wyzdrowiałam! Poza tym medycy są już blisko wynalezienia lekarstwa!-krzyczała Valentia, przejęta śmiercią syna.
-Chciałaś, aby umarł jak Lexus? Aby męczył się jak ona? Powinnaś być mi wdzięczna za to, że oszczędziłam mu tych cierpień-odparła moja partnerka.
-Jeśli mam być szczery to...nie musiałaś go zabijać. Wystarczyłoby go chociażby odizolować-powiedziałem. Na szczęście gniew mój nieco osłabł, ale nadal w środku aż kipiałem.
-Oboje wiemy, że to rozwiązanie nie zdałoby egzaminu-odparła Yatgaar.
-Yatgaar...powinniśmy to przynajmniej przemyśleć! Nie można ot tak wydawać sobie na kogoś wyroków śmierci! Czym ten ogier ci zawinił!-zawołałem. Klacz już otwierała usta, aby mi odpowiedzieć, jednak zostało jej to uniemożliwione.
-Matko! Ojcze! Nigdzie nie mogę znaleźć Miriady!-zawołał Shiregt, który pojawił się nagle wśród zebranych.-A...co się tutaj stało?-zapytał, widocznie przejęty ujrzanym widokiem. Ciało Eragona leżało nieruchomo na ziemi, obok stała nadal łkająca Valentia oraz Yatgaar z mieczem. Ja zaś stałem między obydwoma klaczami, odwrócony jednak w stronę swojej partnerki. Otaczało nas kilka koni, które nadal nie pisnęły nawet słowa, zbyt zszokowane i przejęte tym, co miało miejsce.
<Yat? Kłótnia wisi w powietrzu XD>

2 komentarze:

  1. To wejście Shi rozwaliło mnie najbardziej:
    — A...co się tutaj stało? *Mind fuck*

    OdpowiedzUsuń

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!