Po ucieczce przed wilkami byłam strasznie zmęczona. Jeszcze chwila a bym chyba zemdlała z braku siły do wogóle ruszania się. Głowę miałam opuszczoną, widziałam tylko trawę i moje kopyta.
- Mieliśmy szczęście. - podniosłam głowę i popatrzyłam na Shiregta który był cały w pocie.
- To prawda. Ta wataha wyglądała na silną i groźną. - ogier tak samo jak ja, oddychał z trudem i wyglądał jakby za chwilę miał upaść na ziemię.
Podniosłam głowę do góry i popatrzałam w niebo. Wzięłam głęboki oddech świeżego powietrza i spowrotem spuściłam głowę na dół.
Po kilku minutach naszym oczom okazała się łąka na której było nasze stado.
- Nareszcie w domu. - odetchnęłam z ulgą. Nareszcie mogłam odpocząć, zjeść trawę i napić się wody. Shiregt upadł na ziemię i się na niej położył, ja tak samo. Postanowiłam się zdrzemnąć. Gdy się obudziłam był już wieczór. Zjadłam jeszcze trochę trawy i napiłam się wody. Popatrzyłam na stado pasące się na łące. Gdy odwróciłam głowę w stronę rzeki, zobaczyłam Shiregta pijącego wodę z rzeki.
- Porozmawiamy jeszcze? - podeszłam do niego i się spytałam.
- Dobrze. A o czym? - podniósł głowę i się uśmiechnął.
- Eee... - Szczerze mówiąc, nie wiedziałam na jaki temat ma być ta rozmowa. Uśmiechałam się tylko i patrzyłam w oczy Shiregta. Nie wiem z jakiego powodu, ale powoli z moich oczów zaczęły lecieć łzy. Moje serce zaczęło bić szybciej. Stresowałam się. Zaczęłam nerwowo ruszać kopytem.
<Shiregt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!