Śmierć pojawiała się w stadzie coraz częściej, zabierając kolejnych członków naszej rodziny i chociaż nie wiem, jak czują się inni, ja strasznie to przeżywałem. Każdy jest tutaj dla mnie ważny i cierpię coraz bardziej, gdy udają się w ostatnią podróż życia. Rodzimy się i umieramy. Szczęście i nieszczęście. Nasze chwile są bardzo ulotne i krótkie... Czy to dobrze? Nie wiem, ale co by było gdybyśmy żyli wiecznie? Czy wtedy docenialibyśmy te proste czynności, te proste życie? Niestety, to nie będzie nam dane, nigdy, bo nie jesteśmy panami tego świata i nie mamy takiej mocy... Nie bez powodu istnieje śmierć, jednak dlaczego ona jest tak bolesna? Zwykła, normalna... śmierć, której nie da się uniknąć i każdego to czeka, a jednak inna i obca. Niespodziewana, tajemnicza i taka niecodzienna, chociaż wszyscy doskonale o niej wiedzą i są gotowi na to, że nadejdzie. Jednak jesteśmy tak głupi, że coś nas trzyma przy tej wiedzącej niewiedzy i mimo wszystko jesteśmy nieprzygotowani. Czemu tak się dzieje? Czemu jesteśmy w stanie się ze wszystkim pogodzić, przyjąć i rozmyślać o tym tak normalnie, ale kiedy ona przychodzi... to boli nas serce? Ten ból i nierozumienie, mimo iż doskonale to rozumieliśmy. Czy my naprawdę boimy się śmierci? A może to tylko ten strach przed zmianą? Boimy się zmian? Tak, to pewnie... tych nieodwracalnych.
Przez to wszystko musiałem odwiedzić Forever i zapytać jak się czuje. Pytałem ją o to codziennie i pytać będę do końca mych dni, nawet jeśli słyszeć będę to jedno słowo w odpowiedzi. Niestety, czasami fałszywe jest ono i tego nie jestem w stanie pojąć. Przecież mi możesz wszystko powiedzieć, moja droga.
– Gdzie nasza córka? – zapytałem, na co klacz wskazała bawiącą się Sirocco.
– Spokojnie mój drogi, ona czuje się dobrze. – odpowiedziała, tak jak zawsze. Jedno słowo. Dobrze.
– Mam chwilę wolnego, czy zechciałabyś się ze mną przejść? – zapytałem. Musiałem z nią porozmawiać, potrzebowałem jej teraz.
– Myślę, że nasza mała gwiazda się nie obrazi. – uśmiechnęła się i powoli ruszyliśmy, oddalając się od stada.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, o tym jak nam minął dzień, o tym, czym znowu zaskoczyła nas nasza córeczka. Nawet nie pomyślałbym, że ten czas tak szybko leci. Niedawno się urodziła, a teraz to już prawie dorosła klacz. Oh, nie wiem jak pogodzę się z tym, że przyprowadzi mi jakiegoś ogiera... Niestety, będę musiał się podzielić jej miłością, a to naprawdę nie jest łatwe, kiedy widzieć w niej będę moją malutką iskierkę.
Tematy rozmów powoli schodziły na te bardziej poważne, o epidemii, o życiu i o tym co będzie. Wiedziałem też, że minęło już tyle czasu i Forever ciągle czeka na te dwa słowa, których nie jestem w stanie wypowiedzieć.
Zatrzymaliśmy się na chwilę na odpoczynek i ułożyliśmy gdzieś w krzakach, obserwując zachodzące słońce i nasze stado. Kiedy ona tak patrzyła przed siebie, a jej grzywę delikatnie muskał wiatr... nie wiem co we mnie wstąpiło.
Delikatnie musnąłem ją moimi chrapami po szyi, a kiedy zamknęła oczy i wydała z siebie cichutkie rżenie, dążyłem dalej...
Było romantycznie. Namiętnie. Przyjemnie.
– Chciałbym źrebaka. – powiedziałem, tuląc się do niej od tyłu i smyrając ją po boku.
<Forever?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!