Po wczorajszym dniu nadal byłem w niemałym szoku. Co prawda rodzice odsuwali nas i zasłaniali nam widok jak mogli, jednak każde z naszej trójki domyśliło się, co stało się z Lexus. Wieczorem niemal natychmiast poszedłem spać, uniemożliwiając tym samym rodzicom przeprowadzenie ze mną jakiejś moralno-wychowawczej rozmowy. Sen jednak długo nie chciał nadejść, a gdy już przybył, nie dane było mi cieszyć się nim zbyt długo. Kiedy podniosłem ciężkie jak kamienie powieki, potrzebowałem chwili, aby mój mózg zarejestrował, iż jest ciemno. Następna chwila potrzebna mu była po to, aby wywnioskował ze swojej obserwacji, że oznacza to, że jest jeszcze noc. Kiedy już udało mi się nieco rozbudzić, do moich uszu dotarły płytkie oddechy członków mojej rodziny. Zamknąłem oczy z powrotem, chcąc ponownie zasnąć. Jednak tak samo jak poprzednio sen nie nadchodził. Otworzyłem więc ponownie oczu. Wnikliwsza obserwacja pozwoliła mi stwierdzić, że za jakiś czas słońce zacznie wschodzić, gdyż wokół panowała już szarość, a nie czerń. Nadal jednak każdy normalny koń spał. Ja mimo wszystko nie potrafiłem. Czułem w sobie jakiś nienazwany smutek i pustkę. A może zwyczajne przygnębienie? W każdym razie wiedziałem, że zupełnie nie przypominam normalnego siebie. W mojej głowie zaświtała jednak myśl nieco upodabniająca mnie do zwyczajnej wersji mojej osoby. Skoro wszyscy śpią, to nikt nie będzie miał mi za złe małego spaceru, bo żaden koń nawet się o nim nie dowie-pomyślałem i bez chwili zastanowienia zacząłem oddalać się w miarę jak najciszej od rodziny. Musiałem uważać, aby nikt mnie nie usłyszał. Na wszelki wypadek postanowiłem też nie oddalać się zbytnio od klanu. Mimo to po chwili złamałem swoje postanowienie. Chciałem odejść na tyle, by nie martwić się, że zbudzę kogoś swoim głośnym zachowaniem. Ponadto byłem ciekaw, czy uda mi się trafić na coś ciekawego. Odszedłem od klanu jedynie kilka metrów. Nagle nocną ciszę zupełnie niespodziewanie przerwał odgłos jakiegoś ptaka. Podskoczyłem ze strachu, ale zaraz opanowałem się. Do moich uszu zaczęły docierać dźwięku wydawane przez różne owady, co ani trochę mnie nie uspokoiło. Po chwili zaczęło mi się wydawać, że słyszałem coś brzmiącego jak ciche warczenie. Zacząłem się uważnie przysłuchiwać i rozglądać dookoła. Nagle coś błysnęło w oddali, a zaraz potem rozległ się cichy grzmot. Na początku wystraszyłem się na tyle, że zawróciłem i pobiegłem w stronę klanu. Jednak po pokonaniu paru metrów potknąłem się o coś i wylądowałem na kimś, kto będzie przy mnie zawsze, kiedy upadnę, czyli na ziemi.
-Au!
Wstałem dość szybko i sprawnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że krótki jęk nie pochodził ode mnie. Rozejrzałem się, jednak dopiero, kiedy stratowane przeze mnie źrebię wstało, zdołałem je ujrzeć. Było tak niewidoczne, że od razu zrozumiałem, iż musi być ono kare. To by wszystko wyjaśniało. Otworzyłem więc swój pałac pamięci i już po chwili przypomniałem sobie imię jedynego karego źrebaka w klanie: Sirocco.
-Nic ci nie jest?-spytałem nieco zdziwiony faktem, że nie obudziliśmy żadnego innego członka klanu.
<Sirocco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!