-Właściwie, czemu nie? –odparłam, po czym obie ruszyłyśmy przez niewielką równinę, słońce przyjemnie grzało, a rośliny dosłownie błyszczały zielenią. Przez jakiś czas podziwiałyśmy rozkwitająca roślinność, po czym odezwałam się.
-Nie mogę się doczekać, kiedy pojawią się już liście na drzewach –powiedziałam bardziej do siebie.
-Ja również, myślisz, że to nastąpi niedługo? –odparła pytaniem klacz.
-Kto wie.. mam nadzieję, że nie spadnie już to białe chole*stwo- prychnęłam, przypominając sobie wszystkie chwile ze śniegiem i pokręciłam głową.
-Dokładnie, choć nie było tak źle.. –odpowiedziała Marabell, patrząc na trawę. Jakiś czas potem wybrałyśmy się nad rzekę, szaleńczo płynąca i porywająca wszystko co zetknęło się z nią.
-Chyba lepiej się tu nie zbliżać.. –mruknęłam, patrząc na błoto, które niczym nie zachęcało do jakiegokolwiek kontaktu.
-Faktycznie, nie chcę się dzisiaj kąpać.. –odparła klacz, a ja zaśmiałam się cicho. Szłyśmy metr od brzegu, rozmawiając sobie i plotkując na przeróżne tematy, w końcu trochę zmęczone, poskubałyśmy sobie trawy, po czym ruszyłyśmy w drogę powrotną. Po pewnym czasie sielankowej pogody, coś oczywiście musiało się zepsuć. Zaczął padać deszcz, najpierw delikatnie, ale potem zaczęło lać, schroniłyśmy się pod drzewem, miałam nadzieję, że z tej ulewy nie wyjdzie burza.
-Tylko nie deszcz. –jęknęłam i popatrzyłam w stronę Marabell, ona również nie pałała entuzjazmem.
-Miejmy nadzieję, że to szybko się skończy.. –odpowiedziała klacz i popatrzyła w niebo. Niestety jak na zawołanie rozległ się trzask pioruna i grzmot skierowany z góry.
<Marabell?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!