Obróciłam się ze strachem, patrząc na cofającą się klaczkę. Sytuacja była coraz bardziej tragiczna, Kirk próbował uspokoić klaczki, a ja w ostatniej chwili złapałam Khairtai. Ogień ugaszony przez Kirka, chylił się przy ponownym zapaleniu. Klaczki za nic nie chciało ruszyć się spod drzewa, zacisnęłam zęby, po czym jednym ruchem zgasiłam ogień, który chciał dobrać się do Vayoli. Mika i Mindy stały skulone i wystraszone.
-Potrzebujemy pomocy! –powiedziałam do Kirka.
-Nikt nas nie usłyszy! –odparł ogier, zaniepokojona tym, że nikt za nami nie poszedł krzyknęłam na całe gardło, może ktoś przyjdzie. Sekundę później udało mi się wypchnąć Vayolę ze śmiertelnego kręgu, Kirk poszedł za moim przykładem i zrobił to samo z Khairtai i Mindy. Została jedynie Mika, która za wszelką cenę, nie chciała opuścić swojego stanowiska pod drzewem, ogień zaczął trawić już jego połowę, a Mika dalej stała i drżała.
-Chcesz iść do rodziców? –powiedziałam do niej, a klaczka kiwnęła głową.-Jeżeli tak, to musimy się stąd wydostać, wszystko będzie dobrze! –mruknęłam do niej. W końcu uparciuch ruszył się, a Kirk korzystając z okazji popchnął ją za ognistą ścianę. Potem oboje wyskoczyliśmy, jedynym problemem było to, że ogień zaczął zbliżać się do schronienia w jaskini i spalać wszystko dookoła, pioruny dalej bezlitośnie trzaskały z nieba, powodując zamęt, oraz trafiając następne drzewo, deszcz lał już zupełnie, a dodatkowo z nieba słychać było grzmoty. Przed nami wybiegł Dorian, Hasmina, Cherry i Byorn. Wydawało się, że wszystko jest już w porządku, kiedy wszyscy przypomnieli sobie o ogniu. Khonkh, jak i Yatgaar zarządzili, ze musimy stąd iść, inaczej dosięgnie nas ogień, cały Klan ruszył, nie myśląc o niczym innym, niż ratunku od ognia. Vayola i Khairtai wciąż drżały ze strachu, Khairtai łkała a Vayola milczała.
-Mamusiu, to już k-koniec tego ognia..? –spytała Khairtai ze łzami w oczach.
-Tak, tak.. to już koniec.. –odparłam po czym popatrzyłam na mojego partnera, przytuliłam się do niego.
<Kirk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!