- Pochwalam opinię- powiedziałam uroczyście- Po tym, jak w pobliżu naszego spoczynku zaatakował nas ten zwierz, jestem prawie całkowicie pewna, że jest ich w tych terenach przynajmniej z trzy. Choć kto wie, może ich źródło pochodzi właśnie z tej rzeki. Gdyby rzeczywiście tak było-damy radę. Bynajmniej... Co do plusów nowego przejścia: nie będzie już trzeba chodzić po wodę, główne źródło napojenia, a na podmokłym terenie będzie teraz w dodatku mnóstwo pysznych traw. Minusy są także. Będzie tam więcej drapieżników... W dodatku nad rzekę Dzawchan będzie dość ciężko się dostać.
-Cóż, trudno by nie było wrogich zwierząt. Wszędzie mogą nas zaskoczyć. W dodatku minusy trochę przeważają nad plusami, ale mam dobre przeczucia co do tego miejsca- dodałam.
Spojrzałam jeszcze raz na majestat władcy klanu i moją współpracowniczkę. Oboje mieli twierdzące miny. Miałam wrażenie, że moje „dobre przeczucia” niewiele tu dadzą. Nie wiem kogo przekonałaby taka wypowiedź, gdyby nie początkowy zamiar wędrówki.
-Dobrze, dziękujemy za opinię U'shii- zwrócił się Khonkh do klanu- Czy ktoś miałby jeszcze coś do powiedzenia?
Nastała grobowa cisza. Jak widać, ogier bardzo szanował stado, pytając o to. Zresztą nie pierwszy raz. Zawsze był uprzejmy, miły i pomocny. Można by bez problemu stwierdzić, że to chodzący ideał. Choć czasami mi się zdawało, że widzę diabelski błysk w jego oczach. A może to tylko złudzenie?
-Jak widać, nikt nie chce już niczym zabłysnąć- Yatgaar wyrwała mnie z przemyśleń- Więc naszym kierunkiem wędrówki stanie się ten uroczy teren- Rzeka Dzawchan.
-Radzimy się dobrze przygotować. Jutro wyruszamy- dodałam i spojrzałam pytająco na Khokha.
- Dokładnie tak- potwierdził rzeczowo moje słowa- Możecie się rozejść. Chyba że ktoś ma jeszcze jakieś pytania.
Klan zareagował tak jak na poprzednie pytanie władcy. Z małym wyjątkiem. Małe źrebię stojące u boku Valenti zaczęło skakać i wyrywać się do odpowiedzi.
- Tak Vayolo?- zapytał.
- Co to rzeka dzawchan?- spytała swoim przystałym na źrebię, cienkim głosikiem.
-Bardzo miłe miejsce- jej matka krótko udzieliła odpowiedzi.
- A ja chcę odpowiedź od koha- zawołała.
- Popieram opinię twojej matki- uśmiechnął się do niej Khonkh.
- Ktoś jeszcze chce coś dodać?- wyręczyłam monarchę. Tym razem Brush Brawe miał coś do powiedzenia. Bez wahania podszedł do Yatgaar i wypalił.
- Zdrajczyni... Wredna s**a. Niech wszyscy słyszą, jaka jesteś żałosna...
- Ktoś jeszcze?- starałam się przekrzyczeć lamenty Brusha — Nikt? W takim razie możecie się rozejść.
I tak prawie wszyscy poszliśmy, zostawiając na podwyższeniu mordercę oraz jedną z przewodniczek.
Słońce dopiero co zachodziło za horyzont, lecz poszłam się położyć, zmęczona wrażeniami z dnia dzisiejszego. Ułożyłam się wygodnie na mchu i zasnęłam głębokim snem.
~Dzień wyprawy~
Gdy księżyc ustąpił szarym chmurom, rozpoczęła się wędrówka. Wokół nas rozciągała się brudna śnieżna gruda. Jak widać, zima dalej nie pogodziła się z tym, że jest kwiecień i było trochę jak w starym powiedzeniu „Kwiecień plecień, wciąż przeplata, trochę zimy, trochę lata”. Jednak nasza determinacja była silna. Początkowo pokonywaliśmy niekończące się łąki z małymi przerwami, lecz pod koniec dnia, gdy to zaś księżyc królował, zbliżaliśmy się do terenów górskich. Temperatura spadła do około -20 stopni. Wszyscy byli bardzo zmęczeni. Na próżno jednak szukać miejsca do spoczynku.
<Yatgaar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!