Przymknąłem powieki, wyobrażając sobie setki okropnych zdarzeń. Nie mogłem zasnąć. Coś trzymało mnie na nogach. Przez krzaki było nie wiele widać. Nagle zdesperowany i zaślepiony miłością do nieprzychodzącej ukochanej, ruszyłem przed siebie. Nie powiem, że bliskie spotkanie z krzakami było bezbolesne i mile. No cóż, mówi się trudno. Zacząłem gnać przed siebie. Mara! Tak to ona. Zamrugałem powiekami, chcąc bliżej dojrzeć sylwetkę w ciemności. Mój oddech przyspieszył. Teraz nie liczyło się dla mnie nic oprócz klaczy. A szkoda, bo nawet jakaś bohaterska misja się nie udała. Gdy zacząłem kopać dwunożnych, dwóch z nich zaciągnęło mnie do boksu.
~Nazajutrz~
Ludzie wreszcie wypuścili mnie z tego okropnego miejsca (a przy okazji zostawili klacz). Zdezorientowany spojrzałem na nią pytająco. W drodze do stada opowiedzieliśmy sobie wczorajszą historię, każdy mówił o swojej perspektywie. Po zakończeniu wybuchnęliśmy śmiechem, ale dalej byliśmy jeszcze trochę przestraszeni.
~Po południu~
Zaciągnąłem partnerkę na trening. Czułem potrzebę, by poćwiczyć. A co jeśli zdarzy się taka nieprzewidziana sytuacja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!