Strony

5.03.2018

Od Kirka do Valentii "Porzuceni przez klan?"

Zacząłem gonić Valentię.
-Nie biegnij tak szybko!-zaśmiałem się.
-Nie wiem, czy wiesz, ale ta gra polega na tym, żeby biec jak najszybciej, kiedy druga osoba cię goni!-odkrzyknęła Valentia. W końcu jednak udało mi się dogonić klacz i to ona została "berkiem". Nasza zabawa trwała w najlepsze jeszcze przez długi czas. Wtem, kiedy goniłem klacz, ta nagle stanęła tak, że omal na nią nie wpadłem.
-Co jest?-spytałem zaniepokojony.
-Teraz już jestem pewna, że znam to miejsca. Klan musi być gdzieś w pobliżu!-zawołała Valentia, po czym puściła się biegiem przed siebie. Podekscytowany pobiegłem za nią. Faktycznie, otoczenie robiło się coraz bardziej znajome. Czułem, że już niedługo odnajdziemy drogę do klanu. Wbiegliśmy na jakiś niewysoki pagórek. Z niego roztaczał się doskonały widok na...puste pole. Byłem jednak pewien, że wcześniej był tu nasz klan.
-Ruszyli dalej...bez nas?-powiedziała z rozpaczą klacz.
~Jakiś czas później~
Błąkaliśmy się bez celu po miejscu, gdzie wcześniej stacjonował klan.
-Nie mogę uwierzyć, że poszli dalej-powiedziałem.
-Ja też. I nic nie zostawili! Żadnej wskazówki! Niczego!-Valentia była naprawdę zasmucona, ale i wściekła.
-Nie martw się, na pewno jeszcze uda nam się ich odnaleźć-odparłem, by ją uspokoić.
-A po co mielibyśmy ich dalej szukać? Widocznie nie chcę nas wśród swoich członków-powiedziała klacz. W tym samym czasie do naszych uszu dotarł tętent kopyt. Po chwili pojawiły się dwa konie.
-Widzisz, mówiłem, że dobrze zrobimy, jak jeszcze raz sprawdzimy tutaj-powiedział Mikado do towarzyszącej mu Hasminy. Ta nic nie odpowiedziała.
-Co wy tu robicie?-zapytałem.
-To samo moglibyśmy powiedzieć my. Gdzie wy się podziewaliście? Nawet nie wiecie, jak bardzo Khonkh się o was martwił. Jak tylko spostrzegł, że was nie ma, wysłał kilka koni, żeby was odnalazły, ale im się nie udało. A jak już nie mogliśmy dłużej czekać i musieliśmy iść dalej, kazał nam tutaj zostać i przeszukać teren, w razie gdybyście wrócili.
-Czyli jednak klan się o nas martwił-szepnąłem tak, żeby tylko Valentia usłyszała.
-Widocznie. Źle oceniłam Khonkha i pozostałych członków-odparła klacz.
-No więc, co porabialiście przez taki szmat czasu?-zapytała Hasmina.
-To długa historia-odparła Valentia.
-To opowiecie nam w drodze. Zaprowadzimy was teraz do klanu-powiedział Mikado. Ruszyliśmy w czwórkę w drogę.
-Pomyśleć, ze już niedługo będziemy w domu-powiedziałem do Valentii.
-Nie mogę się doczekać-odparła klacz, po czym uśmiechnęła się do mnie najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widziałem. Odwzajemniłem gest i pognaliśmy dalej za naszymi przewodnikami w stronę, gdzie przeniósł się klan.
<Valentia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!