Po dzisiejszym pojedynku byłem bardzo zmęczony. Zostałem mocno zraniony w plecy, a upływ krwi dodatkowo potęgował wyczerpanie. Zdołałem ewakuować się z pola bitwy i zostałem prowizorycznie opatrzony, ale przeżycia robiły swoje. Pozwoliłem, więc sobie zdrzemnąć się w strefie, do której atak nie miał szans dotrzeć.
Kiedy się obudziłem wszyscy byli już w naszej "siedzibie". Widocznie byłem na tyle wyczerpany, że nie zdążyłem zarejestrować momentu, w którym wrócili. Podniosłem się na nogi. Z mojej grzywy wypadł jakiś zwitek. Schyliłem się, ale poczułem przeszywający ból w prawym boku. No tak. Rana. Sięgnąłem po przedmiot, tym razem ostrożniej. Rozwinąłem go. Ku mojemu zdziwieniu był zapisany. Zabrałem się za próbę odczytania go.
Póki gwiazdy są na niebie
Póki słońce jest na niebie
Moja miłość trwa do ciebie
Moje serce rwie do ciebie
Tajemicza wielbicielka♥♥♥
Pismo było ładne, więc nie miałem problemów z rozszyfrowaniem wiadomości. Zdenerwowałem się. Kto mógłby mi to podrzucić? Jestem już za stary na wierszyki miłosne. Zdecydowanie to nie była moja bajka. Prychnąłem wyrażając swoją złość i podarłem liścik rozrzucając go wszędzie gdzie było to możliwe.
***
Następnego dnia doszło do kolejnego starcia. Chciałem pójść z resztą i zacząć walczyć, ale nie pozwolono mi. Nie chciałem się poddać, ale w końcu udobruchali mnie tym, że w razie dostania się tu wroga, będę mógł go unieszkodliwić. Mimo wszystko nie byłem w nastroju. Poszedłem po swoją tarczę. Gdy ją podnosiłem, zauważyłem, że coś wetknięte jest za uchwyt. Był to kolejny zwitek. Postanowiłem odczytać zawartą na nim wiadomość.
Kiedy raz na ciebie spojrzę
Moje serce się raduje
Boskie piękno w tobie dojrzę
Gdy me serce wyśpiewuje
Kocham cię mój ukochany
Czy jest duchota czy też mróz
Kocham cię mój uwielbiany
Przy ptaków śpiewie i beku kóz
Zakochana w twej piękności♥♥♥
Tylko nie to. Znowu jakieś głupie wierszyki niegodne najgorszego poety. Skąd niby miałaby wziąć się tu koza? Nie mam zielonego pojęcia. Autor liściku chyba był chory umysłowo. I widocznie miał za mało problemów. Jeśli szukał następnych, nie ma problemu, dostarczę mu ich. A raczej jej. Ogier raczej nie mógł być zakochana. Raczej. Chyba, że jest homoseksualistom.
-Aaa! - rozmyślania przerwał mi krzyk źrebaka, chyba Mindy.
Chwyciłem tarczę i pobiegłem w tamtą stronę. Zobaczyłem jakiegoś ogiera mierzącego toporkiem w klaczkę. Nie zastanawiając się długo natarłem na wroga. Musiał obejść naszych bokiem. Jednak dobrze, że tu zostałem. Po szybkiej walce, w dużej mierze za sprawą elementu zaskoczenia, pokonałem przeciwnika. Niestety w mojej tarczy widoczne było dosyć głębokie wgłębienie. Mindy zaczęła mi dziękować, ale ja zignorowałem ją. Udałem się w stronę reszty.
Kiedy wszyscy wrócili z walki, poprosiłem płatnerza, aby zrobił coś z moją tarczą. Hanken niechętnie, ale zabrał się do roboty. Odszedłem, aby został sam na sam ze swoją robotą.
Gdybym miała żyć u ludzi
A ty miałbyś być bezpieczny
Radość mego serca budzi
Przymus wcale nie konieczny
Poszłabym tam bez wahania
Bylebyś mógł być wśród swoich
Wkładam wszystkie swe starania
Boś miłością oczu moich
Zapatrzona w twą osobę ♥♥♥
Co się znowu dzieje do jasnej cho*ery! Czyżby się na mnie uwzieli! Patrzyłem na kolejny zwitek z miłosną wiadomością. Po raz kolejny znajdował się w tarczy. Nie, nie mogę się z nią rozstawać. Znowu będą mnie męczyli. Męczyli, męczyły, męczyła, męczył, męczyło. Nie robi mi to różnicy Byle wreszcie skończyły się te cho*erne wiadomości!
-Co się stało? - spytała Tenebris, widząc moją minę.
-Nic się nie stało! - krzyknąłem wściekle. - Nic oprócz tego, że ktoś mnie zamęcza jakąś stertą nic nie wartych miłosnych liścików! Co za pomysł, żeby wymyślać wiersze!? - mój głos przypominał teraz warczenie. Zastanawiałem się jak to brzmi - Ukatrupię jak się dowiem kto to!
-Nie ukatrup przypadkiem siebie. Tak się składa, że jakaś bułana klacz, nigdy jej wcześniej nie widziałam, dała mi to i kazała mi to doręczyć do ciebie - Tenebris podała mi kolejny zwitek. Nie chciałem robić z siebie durnia, więc przeczytałem jego zawartość
Bush Brave'ie mój ukochany
Gdybym miała stracić ciebie
Odniosłabym wszelkie rany
Byle byś nie pognił w glebie
Nawet jeśli mnie pobijesz
To ja przyjmę to z miłością
Mej miłości nie zabijesz
Widzieć ciebie mą radością
Ta, która nie potrafi żyć bez ciebie ♥♥♥
Byle bym nie pognił w glebie? Niech autor tych listów ucieka, bo zaraz jego spotka taki los. Jak widać ktoś, kto za tym stoi, wiedział, że jestem zły. Niech uwierzy. Z chęcią go pobije, a może nawet zabiję. A wtedy nawet ta bzdurna "miłość" nie przetrwa. Miłość w ogóle nie istnieje. To tylko wybryk umysłu, przez który jedna strona chodzi wpatrzona w tą, która ją wykorzystuje. To wszystko nie ma celu. Ta "miłość" to jeden wielki bezsens, wymysł duszy, która musi uzasadnić sobie jakoś bezczelne wpatrzenie w drugą osobę.
-Brave, coś nie tak? - spytała zaniepokojona Tenebris.
-Jak widzisz wszystko okej - odparłem ironicznie i oddaliłem się.
-Wszyscy na stanowiska! Szykują się do ataku! - ktoś zaczął krzyczeć i powtarzał te treść kilka razy. Wszyscy, nie wyłączając mnie, w ustalonej wcześniej formacji, wybiegli do przodu na kolejny dziś pojedynek. Tym razem nikt nie zdoła mnie powstrzymać. Walczyłem zawzięcie, a adrenalina nie pozwalała mi zwracać uwagi na ból. Zabiłem już tarantowatą klacz i szykowałem się do starcia z jakimś fryzem. Właśnie zadawałem mu ostateczny cios, gdy poczułem uderzenie w tył głowy. Straciłem przytomność.
Nadajesz sens memu życiu
Ty jesteś skarbem mym pięknym
Radujesz mnie w samym byciu
W samym kroku twym tak wdzięcznym
Umierać mogłabym bez ciebie
Nadajesz barw życiu memu
Bardzo chcę ujawnić siebie
Nie robić więcej problemu
Ta, którą cieszy twój widok ♥♥♥
Kolejna wiadomość wetknięta była w mój opatrunek. Miałem zamiar wyrzucić ją i podrzeć, ale moją uwagę przyciągnął jeden z wersów. "
Bardzo chcę ujawnić siebie". Skoro mogłem zdemaskować autora liścików, postanowiłem poczekać na jeszcze jedną wiadomość. Jeśli rzeczywiście się uda, to ukatrupię tego kto za tym stał. Tyle miłych słówek, było wręcz odwrotnością miłości. Tylko głupi podryw i rzucanie słów na wiatr. Na moim pysku zagościł szyderczy uśmiech. Niedługo rozprawie się z "tą, którą cieszy mój widok" raz na zawsze. Wystarczy tylko poczekać.
Spotkajmy się o poranku
W samym środku lasu
Przyjdź mój luby baranku
Nie ma już tak dużo czasu
Czekam tam już niecierpliwie
Chcę już z tobą porozmawiać
Biegnę na miejsce skwapliwie
Pragnę cię już oczarować
Ta, która czeka z niecierpliwością ♥♥♥
Nie myliłem się. Kolejny zwitek dotarł do mnie bardzo szybko. Gdy wciąż lekko zamroczony, po uderzeniu w potylicę zdrzemnąłem się, dotarła do mnie kolejna wiadomość. Niedługo zginiesz, "ta, która czekasz z niecierpliwością". "Pognijesz w glebie", a twa miłość umrze razem z tobą. Warto było się tak zamęczać? Tylko jeszcze poczekać do jutra rana. Wtedy położę kres wszystkim moim cierpieniom. Zaśmiałem się pod nosem.
***
Następnego dnia, wstałem skoro świt i udałem się do lasku. Na ziemi leżał martwy soból pozbawiony nóg z przyczepionym liścikiem.
Dałeś się nabrać stary baranie. Nikt cię nie, kocha, ale twoje miny były bezcenne. Było warto.
"Kochająca" Tenebris ♥♥♥
Nogi zatrzęsły się pode mną ze złości. Jak mogła! Jeszcze udawała, że jakaś bułana klacz dała jej liścik o beznadziejnej treści. Nie wiedziałem, że klacz jest zdolna do pisania tak beznadzjnych słów.
-Tenebris!!! Zabiję!!! - ryknąłem budząc chyba cały klan. Byłem zły. Mało powiedziane. Wściekły. Niestety moja wychowanka należała do klanu. W przeciwnym razie zabiłbym ją z zimną krwią. Ale niech tylko poczeka. Wybiegłem z lasu niczym rozjuszony byk. Smarkula. Pożałuje tego.
KONIEC
Zaliczona.
PS. Równiutkie 1200 słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!