Strony

7.03.2018

Od Bush Brave'a "Kolejne zlecenie. Dowódca morderców" Cz. IV

-Bush Brave? - usłyszałem czyjś głos. Odwróciłem głowę. To była ta lizuska władcy. Marabell.
-Tak? - mruknąłem niechętnie.
-Khonkh cię wzywa - powiedziała. I to jest niby arystokracja? Najwyżej sługa.
-A czemu nie ciebie? Przecież lizusi najchętniej współpracują - prychnąłem. - Gdzie on? - spytałem nieuprzejmie. 
-Tam, na prawo od reszty - klacz wskazała głową na konia stojącego w pewnym oddaleniu od grupy. Przed chwilą chyba rozmawiał z innym członkiem, bo widać było oddalającą się od niego jasną sylwetkę. A takich koni w klanie było kilka. Yatgaar, Kirk, Valentia, Piorun, Aron, Fenrir i Cherry. Koń ten miał jednak ciemniejszą grzywę co wskazywało na pierwszą albo dwoje ostatnich z wymienionych. Miałem wrażenie, że na sierści widać było jabłkowitość. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że to właśnie Yatgaar. Ostatnio zachowywała się w stosunku do niego jakoś... inaczej. Nie mogłem określić, czy lepiej, czy gorzej, ale wiedziałem, że jej zachowanie się zmieniło. Nieznacznie, ale zawsze. Podszedłem bliżej. Spojrzałem w stronę reszty stada, ale wyglądało jakby wszyscy zajmowali swoje miejsca przez długi czas. Nie mogło mi się przywidzieć, że doszło do spotkania. A z resztą. Nad czym się tu zastanawiać. Przecież Khonkh jest zbyt głupi, żeby knuć. A nawet jeśli bez problemu można by się o tym dowiedzieć. Nie muszę się martwić.
-Przybyłem na twój rozkaz, panie - skłoniłem się ze wzgardą.
-Mam dla ciebie kolejne zlecenia. Dwa. Oba dotyczą morderstw kogoś z nowego dowództwa Stada Hańby. Pierwsze zabójstwo dotyczy Hermesa. Według doniesień zwiadowców gniadego kucyka, rozmiarów Nicka. Wiesz kto to? - spytał Khonkh.
-Hermes czy Nick? - doczepiłem się.
-Nick. Doskonale wiesz, że o niego chodzi - westchnął władca.
-Ach tak? Nie będę się kłócił z waszą wysokością. Tak. Wiem kto to. W przeciwieństwie do ciebie, nie jestem głup... Wiem - zatrzymałem się w momencie, po którym nawet Khonkh zorientowałby się o jaką cechę chodzi.
-Doskonale. Kolejnym celem jest kara klacz. Wiemy jeszcze tylko, że nosi zawsze czarną pelerynę. Nic więcej - zignorował moje nieuprzejmości władca.
- To nie ma sensu, równie dobrze możnaby wymordować całe stado. Ile ich tam jest? Może szóstka. Wystarczy zaatakować - skłoniłem się wzgardliwie i odszedłem.
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisz komentarz. Dziękujemy za opinię!